poniedziałek, 12 stycznia 2015

Epilog

Weszłam do jednego z pustych pomieszczeń przeznaczonych dla mnie. Usiadłam na krześle i próbowałam złapać oddech. Byłam strasznie zdenerwowana, serce biło jak oszalałe. Spojrzałam na moje ręce, które sie trzęsły. Podniosłam się i chodząc po pokoju próbowałam sie uspokoić. Po chwili chodzenia w kółko, stanęłam przed lustrem i zmierzyłam się wzrokiem.
   Suknia, którą miałam na sobie była prześliczna, taka o jakiej marzyła. Biała, koronkowa i przylegająca od dekoltu do bioder, zaś od bioder do ziemi szeroka, długa i na prawdę pięknie się prezentowała. Jej rękawy także były długie, więc zakryły moje ramię, na której pozostała blizna po skoku z klifu. Pierwszy raz w życiu mogłam z dumą powiedzieć, że podobam się sobie.        Przejechałam rękoma po sukni, poprawiłam włosy i ruszyłam w stronę drzwi. Gdy wyszłam na korytarz, w moim żołądku powstało dziwne uczucie, lecz wiedziałam, że to wszystko przez towarzyszący mi stres. Wzięłam pięć głębokich oddechów, za każdym razem wypełniając powietrzem dokładnie całe płuca. Po czym ruszyłam korytarzem, kierując się w stronę głównego wejścia do kościoła. Przez chwilę myślałam, że zemdleje, jednak wróciłam do siebie i szłam dalej. W końcu dotarłam przed drzwi za którymi zaproszeni goście czekali już na pannę młodą i za którymi przede wszystkim czekał on. Mój ojciec podszedł do mnie i wziął pod rękę.
   -Gotowa? - zapytał, uśmiechając się.
   -Jak nigdy. - odparłam.
Drzwi kościoła otwarły się, zaś pomieszczenie wypełnił dźwięk pieśni. Ujrzałam go stojącego w garniturze na ślubnym kobiercu. Wszystko szło idealnie, bardziej, niż mogłabym sobie to kiedykolwiek zaplanować. Zayn przejął moją dłoń od mojego ojca, jego uśmiech od ucha do ucha onieśmielał mnie jak pierwszego razu, gdy go ujrzałam. Byłam szczęśliwa.
   Po mszy wszyscy goście składali nam szczere życzenia i obdarowali nas mnóstwem kwiatów i prezentów. Przez cały czas trzymałam się blisko Zayna, by mi nie uciekł.
   -Kochana wszystkiego co najlepsze na nowej drodze życia. - podeszła do mnie Sherii i mocno uścisnęła. Wzięła swojego synka od Nialla, który stał za nią.
   -Twoja ciocia wyszła za mąż życz jej wszystkiego najlepszego Shaun. - nakłaniała, choć jej dwulatek raczej nic nie kumał, tylko ślicznie się uśmiechał.
Uśmiech zdecydowanie odziedziczył po Sherii, jego ciemne włosy były pewnie po obydwóch rodzicach, zaś niebieskie oczy z pewnością dostał po Niallu.
Poczułam czyjeś ręce na moich biodrach.
   -Gratulacje Piękna. - przytulił mnie Louis, a tuż za nim Liam i Harry.
   -Na wyspie nie miałabyś takiej uroczystości - zauważył Harry i poklepał Zayna po ramieniu.
   -Właściwie nie tylko uroczystości... - dodał Louis i spojrzał na moją rękę.
   -Jesteś świnia, zjeżdżaj Lou! - krzyknęłam, a on się zaśmiał. - masz zakaz wchodzenia na nasze wesele!
   -No już nie denerwuj się, przecież wiesz, że żartuje.
   -Właściwie na wyspie nie było tak źle - odezwał się Niall i wziął swojego synka z powrotem.
   -Też czasem tęsknie za tym co tam było - dodałam.
Wszyscy jakoś natychmiast ucichli, tylko mały Shaun wydawał z siebie dźwięki dziecka i memłał smoczka w buzi. Czasem rzeczywiście było mi smutno, gdy budziłam się w łóżku, a śniadanie miałam na skinięcie palca. Jednak zawsze w tych chwilach tłumacze sobie, że prawdopodobnie moje dni uciekałyby jak piasek przez palce i nikt nie potrafiłby zatrzymać szybko lecącego czasu do mojej śmierci. Również myślę o Sherii, która mogłaby nie przeżyć porodu na wyspie, wśród nas, niedoświadczonych małolatów. Oraz jej syn Shaun, który urodził się zdrowy i może dojrzewać w cywilizowanym otoczeniu.
Jednak czasami nęcą mnie jeszcze koszmary o Hectorze. W moim ostatnim śnie z jego udziałem, chłopak stał na przeciwko mnie w czarnym garniturze i białymi kwiatami w ręku. Wyglądał na szczęśliwego, albo jego uśmiech na twarzy był tylko udawany? W każdym razie podarował mi je i odszedł nic więcej nie mówiąc. Mam nadzieje, że było to tylko jego pożegnanie ze mną, w końcu zaczynam nowe życie u boku mojego męża Zayna.


Przepraszam, że zwlekałam z dodaniem epilogu, ale z dniem dzisiejszym oficjalnie blog został zakończony :)
Dziękuje tym którzy byli cały czas i zainteresowała ich moja opowieść :)
Przypominam również, że zaczęłam prowadzić następne opowiadanie, które możecie znaleźć tutaj:
http://what-tomorrow-may-bring.blogspot.dk/ :)

środa, 17 grudnia 2014

piątek, 5 grudnia 2014

Rozdział 24 - "nie zapomnimy o sobie?"


Po następnym tygodniu szykowaliśmy się do wyjazdu powrotnego do Miami. Byłam już prawie spakowana. Nakupowałam sobie nowych ciuchów w mieście i szczerze powiedziawszy cała torba była pełna.
   -Spakowana? - spytał Zayn, wchodząc do naszego hotelowego pokoju.
   -Chyba tak, ale musisz mi pomóc zamknąć torbę. - poprosiłam chłopaka, lecz zanim to zrobił rzucił się na mnie i zaczął całować moją szyję.
   -Kocham cię Abi! - wyznał. - kąpałaś się już?
   -Ja ciebie także. Nie, nie miałam czasu jeszcze.
Chłopak spojrzał na mnie, uśmiechając się i pomógł mi wstać z łóżka. Następnie chwycił za biodra i popchał w stronę łazienki. Gdy weszliśmy do środka zamknął drzwi na klucz. Od razu chwyciłam za jego koszulkę i pomogłam mu ją zdjąć. Zaczął łapczywie całować moje usta. Unieruchomił mnie między sobą, a ścianką prysznica i pomógł ściągnąć ze mnie ubranie.
   -Podobasz mi się. - oznajmił.
   -Ty mi też kochanie.
Puściłam wodę i wepchnęłam go pod słuchawkę. Woda jeszcze nie odleciała z rur i była zimna, wiec chłopak odskoczył jak poparzony.
   -Tak się chcesz bawić? - zadrwił i szybko przyciągnął mnie na swoje kolana, sam siadając na murku w kabinie prysznicowej.
   -Zayn... - jęknęłam, gdy przycisnął moje ciało bliżej swojego, przysparzając mi dzięki temu wspaniałego uczucia.
W tej chwili przypomniał mi się nasz ostatni tak bliski raz w jaskini na bezludnej wyspie. Byliśmy sami w urokliwym miejscu, a nasze ciała otulała letnia woda. Odmienna od ciągle gorącej wody morza. Tego dnia, dzięki odkryciu telefonu w naszym szałasie, dostaliśmy zastrzyk nadziei na nasz ratunek. Choć logika już od dawna mówiła, by dać sobie spokój i zaakceptować to, że zostaniemy na wyspie do końca życia. Przekonaliśmy się, że nie można tracić nadziei. Nigdy.
   Hotelowa łazienka to może nie tak urocze miejsce jak przyciemniona jaskinia, ale bycie w tak bliskiej sytuacji z Zaynem zmienia nawet najgorsze położenie w najwspanialsze.
   -Dobrze ci? - zapytał, bez owijania w bawełnę.
   -Strasznie kochanie. - odparłam i przywarłam do jego ust.
   -Za godzinę wyjeżdżamy na lotnisko, więc może warto by było się pospieszyć skarbie. - wynurzył mnie ze wspaniałego stanu podniecenia.
 Wstałam, przepuszczając chłopaka, by mógł wyjść. Zayn owinął mnie ręcznikiem i pomógł wyskoczyć z brodzika prysznicowego. Wytarłam się i biorąc brudne rzeczy pod rękę, wyszłam z łazienki. Użyte ciuchy zwinęłam i schowałam do torby, zaś na siebie założyłam świeże i wygodne w sam raz na parogodzinną podróż.
   Nasze torby zostały ustawione w holu głównym hotelu, a nas zaproszono na pożegnalną kolację. Jednak nie miałam ochoty jeść, tak więc w drodze do restauracji zboczyłam z drogi i poszłam na ogromny taras widokowy. Wyjrzałam na zewnątrz i ze zdziwieniem spostrzegłam Harryego stojącego przy barierce.
   -Hej! Wszystko w porządku? - spytałam, a chłopak nerwowo się odwrócił.
   -Abi! Tak wszystko gra, a u ciebie?
   -Nie idziesz na kolacje? Za chwile się zaczyna.
   -Jakoś nie mam ochoty jeść, a ty? Co cie tutaj ściągnęło?
   -Tęsknota za wodą. - odparłam wpatrując się w zachodzące słońce za horyzont morza, które jeszcze nie dawno było naszą codziennością.
   -Wiesz? Ja trochę też za tym tęsknie.
Stanęłam koło Harryego i również oparłam się o barierkę. W tym samym momencie na taras wszedł Niall z Sherii, a tuż za nimi Louis.
   -Tęsknota za morzem? - zapytał Harry.
Jak widać trafił w sedno, gdyż oni zaśmiali się przytakując głowami. Niall cały czas trzymał rękę Sherii, nawet gdy podbiegła do mnie by mnie objąć ramieniem. Byli szczęśliwi, tym bardziej, że z ich dzieckiem wszystko dobrze, a ich rodziny się polubiły. Jednak jestem ciekawa wyrazu twarzy obu rodzin, gdyby okazało się, że to dziecko jednak nie jest Nialla, a Harryego, bądź Louisa. Jednakże wolę nawet nie wspominać takiej możliwości.
  -Jakieś posiedzenie? Chyba nie macie ochoty znowu wskakiwać do wody, co? - zadrwił Liam, który wraz z Zaynem dotarli na taras jako ostatni.
  -Cieszę się, że żyjecie. - dodał Liam z uśmiechem.
  -Wiecie co? Dziwnie mi się teraz żyje. Myślałam, że na wyspie była monotonia, ale to jednak w zwykłym życiu ona występuje. Tam było ciekawiej.
  -Mówi to osoba, która o mało nie straciła ręki. - odezwał się Niall. - chyba nie masz ochoty tam wrócić?
  -Chyba nie.
  -Mi też czegoś brakuje. Tych czynności, które trzeba było zrobić każdego dnia, by przeżyć. Tego morza, tych widoków, słońca. Tego, że nie będę miał was na co dzień, jak to było na wyspie. - wyznał Harry. - ciężko będzie się przyzwyczaić do normalnego życia. Szczerze wam powiem, że czuję się jakbym chciał tam wrócić.
   -Nie zapomnimy o sobie? - zapytałam, wpatrując się cały czas w rozchodzące się przed nami morze.
   -Nie ma takiej opcji. - odpowiedział Louis.
   -A tak właściwie jak to się stało, że Sherii jest w ciąży. Abi spadła z klifu. I skąd wytrzasnęliście telefon? - dopytał zaciekawiony Liam, a my wszyscy spojrzeliśmy na siebie z uśmiechem.
   -Liam to długa historia, opowiemy Ci ją w samolocie. - powiedziała Sherii i ruszyła z resztą w stronę szklanych drzwi prowadzących do środka.
Ja jednak zostałam. Nadal opierając się o barierkę, patrzałam na morskie fale i poświt, który został po zachodzącym słońcu. Na kolorowym niebie majaczyła czarna latająca plama. Śledziłam ją wzrokiem i myślałam czy aby na pewno zrobiłam dobrze z tym telefonem? Nie wiem, uważam, że tak, w innym razie moje życie skończyłoby się w najbliższych 6 miesiącach. Nie myślałam egoistycznie, z pewnością nie tylko ja nie dożyłabym pełnego następnego roku. Żałuję tylko, że ta komórka nie dostała się w moje ręce o wiele wcześniej. Możliwe, że dzięki temu dwie dodatkowe dusze zostałyby uratowane.
   Teraz czarna plama, która przed chwilą latała po niebie, siedzi na barierce tuż obok mnie. Jest to kruk. Silny, czarny, jak smoła pan kruk. Wiem doskonale, że to nie zwiastuje niczego złego. Ptak nie boi się, spogląda na mnie z zaciekawieniem swoimi ogromnymi czarnymi oczami. Jednak ja go ignoruje, nie potrafię patrzeć na niego normalnie. W sercu mam nadal ból i winie się za to co się stało, pomimo, że to nie był dla mnie nikt bliski i celowo wyrządził mi straszne krzywdy. Nawet nie miałam z nim większego kontaktu psychicznego, a może tylko mi się tak wydaje?
   Odwracam się na pięcie i ruszam w stronę drzwi. Przy wejściu spoglądam ostatni raz na czarnego ptaka, który nadal siedzi na barierce i uważnie wpatruje się we mnie.
   -Wiem, że to ty Hector. Przykro mi. Żegnaj. - mówię i wchodzę do środka.
Gdy ponownie się odwracam, by przez szybę zerknąć na niego, go już nie ma. Nie widać go nigdzie w pobliżu, a nawet na niebie. Po prostu znika bez śladu.


 I doszliśmy do końca opowieści :) Mam nadzieje, że opowiadanie się Wam podobało ;) W niedziele pewnie dodam jeszcze epilog na zakończenie całości ;) Buziaki i jeszcze do zobaczeni! :)

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Rozdział 23 - Szpital


Otwarłam pomału oczy. Pomieszczenie było lekko oświetlone. Dźwięk pikania doszedł dopiero po chwili do moich uszu. Spojrzałam na aparaturę stojąca koło mojego łóżka. Po chwili ujrzałam Zayna, która spał na wąskiej kanapie, ustawionej pod ścianą. Był cały i zdrów, bardzo mnie to ucieszyło. Chciałam się podnieść, lecz ból jaki wywołała próba zrobienia tego odgoniła mnie od tego pomysłu.
   -Abi. - odezwał się Zayn i w tempie ekstremalnym usiadł przy mnie. - jak się czujesz?
   -Dziwnie. Niby spałam, a czuje się niewyspana. - odparłam. - a ty Zayn? Co u ciebie?
   -W jak najlepszym porządku Kochanie. Jestem zdrów. - powiedział i lekko pochmurniał patrząc na moją rękę.
   -Nie! Błagam, powiedz, że to nie prawda! Proszę Zayn! Powiedz, że mam dwie ręce! Zayn błagam! - zaczęłam płakać i bałam się ruszyć i spojrzeć na ramię.
Chłopak uronił kilka łez, lecz po chwili się uśmiechnął.
   -Damy radę Abi. - powiedział i chwycił mnie za dłoń chorej ręki.
Odsapnęłam, gdy poczułam jego dotyk. Następne łzy poleciały po moich policzkach, lecz tym razem był to płacz szczęścia.
   -Uratowaliśmy się. - powiedziałam przez płacz.
   -Przecież obiecałem Kochanie. - odpowiedział i pocałował mnie w czoło. - już nie płacz.
Po chwili drzwi do pokoju w którym leżałam lekko uchyliły się.
   -Hej, mogę? - przez szparę w drzwiach usłyszeliśmy głos Sherii.
   -Jasne. - odparłam, po czym dziewczyna nieśmiało weszła do środka.
   -Zostawię was same. - oznajmił Zayn i wyszedł.
   -Jak się czujesz? - spytała Sherii.
   -Żyję. A ty?
   -Też, a nawet mam dwa życia. - zaśmiała się, a łzy wypłynęły jej z oczu.
   -Co? Jak to? To prawda? Jesteś w ciąży?
Dziewczyna rozpłakała się i przytuliła mnie mocno. Ja odwzajemniłam uścisk, gdyż wiedziałam, że potrzebuje teraz wsparcia.
   -Przepraszam, że się z Tobą kłóciłam Abi. Brakuje mi ciebie! - mówiła, płacząc i mocząc moją piżamę.
   -Nie ważne, mów jak z dzieckiem.
   -Niedługo już trzeci miesiąc.
   -Widziałaś się już z rodzicami? Wiedzą o tym?
   -Nie i strasznie się boję.
   -Niall wie? - dopytywałam. - to jego dziecko?
   -Przypuszczam, że jego, bo lekarka powiedziała że dziecko ma już prawie 3 miesiące i wyliczyłyśmy, że zaszłam w ciążę tego razu jak zbliżyliśmy się z Niallem po raz pierwszy.
   -Mówiłaś, że jesteś zabezpieczona. - powiedziałam, a dziewczyna tylko wzruszyła ramionami.
   -A mówiłaś Niallowi o swoich przypuszczeniach? Jest tego świadom? Jak zareagował?
  -Tak, miał razem ze mną spotkanie z lekarzem. Jest zszokowany na razie, ale chyba nie odrzuci swojego dziecka. Jednak powiedział, ze gdy dziecko się narodzi chce badania, by się upewnić.
Drzwi od pokoju ponownie się otwarły i na sale wszedł lekarz.
   -Witam, jak się czujemy? Widziałem po kamerach, że środek przeciwbólowy działa doskonale, bo jesteś w super nastroju. - odezwał się lekarz i zaczął sprawdzać coś na aparaturze obok mnie.
  -Tak mnie właśnie z minuty na minutę coraz bardziej boli i zaczynałam się już obawiać. A tu się okazuje, że jestem odurzona. - skomentowałam.
  -Zaraz ci wstrzykniemy następną dawkę leku i będziesz mogła jechać do hotelu przywitać się z rodziną.
  -Na prawdę? - zapytałam lekko zszokowana.
  -Na prawdę Abi. Ale dzisiaj do nas wrócisz na zmienienie opatrunku i ogólne badania. Musisz być jeszcze pod naszą obserwacją.
W następnej godzinie został wysłany po nas auta. Wyszliśmy grupką ze szpitala i naszym oczom ukazało się miasto pełne betonowych budynków. Powietrze było tutaj zupełnie inne i dziwnie się czułam póki mój węch się nie przyzwyczaił. Gwar na ulicy był uciążliwy pomimo tylko paru chwil spędzonych na zewnątrz. Prócz tego przed wejściem głównym stało z dziesięciu fotoreporterów i z pięciu dziennikarzy. Ochrona pomogła nam bez szwanku dostać się do aut. Usiadłam na tyle, a koło mnie Zayn, który nie spuszczał mnie z oczu. Razem z nami wsiadł również Harry. Zaś reszta jechała drugim autem. Ruszyliśmy, każdy z nas wyglądał przez okna i przyglądał się ulicą i całemu miastu, które mijaliśmy. Do hotelu nie mieliśmy daleko, ledwo minęło 10 minut, a wjeżdżaliśmy już na jego dziedziniec. Przed wejściem stało o wiele więcej dziennikarzy. Gdy tylko wysiedliśmy przylgnęli do nas jak mrówki do cukierka. Zayn cały czas otulał mnie ramieniem i pilnował, by tłum przypadkiem nie dotknął mojej chorej ręki. Był wspaniały. Kiedy w końcu dotarliśmy do do głównego wejścia, poczuliśmy się swobodniej, gdyż ochrona zakazała wchodzenia fotografom do hotelu. Jednak dla pewności zaprowadzili nas do jakiejś sali. Harry ruszył pierwszy i otwarł drzwi na których wisiał napis: "sala konferencyjna".
Tuż po wejściu do środka ujrzeliśmy nasze rodziny, płaczące i rzucające nam się na szyję. Jako pierwsza doleciała moja mama.
  -Abi, kochanie! Boże jak się martwiłam, myśleliśmy, że stanie się największa tragedia! Boże Abi! - płakała moja mama. - tak tęskniłam. Gdy dowiedzieliśmy się, że dwoje nastolatków zginęło. Myśleliśmy o najgorszym!
I ojciec i matka nie zważali w ogóle na moje ramię, co bardzo mnie denerwowało, ponieważ powoli nie potrafiłam znieść bólu jaki mi przysparzali. Następnie doleciała moja siostra, która też tutaj była i wyczekiwała na mój powrót.
                                                                        ******

  Moja mama cały czas gadała i opowiadała, nawet po paru godzinach, gdy siedzieliśmy w hotelowej restauracji razem z Zaynem i jego rodziną i jedliśmy kolację. Oczywiście dla nas, wyspiarzy, była uszykowany specjalny, dietetyczny posiłek.
    Nasi rodzice już zdążyli się bardzo polubić, nawzajem się wspierali, gdy były prowadzone akcje poszukiwawcze. Moja mama wyznała mi nawet, że matka Zayna jest zabawniejsza, niż jej wieloletnia przyjaciółka, czyli matka Sherii. Co mnie zdziwiło, gdyż nasze matki były tak samo nie rozłączane jak ja i Sherii.
   -Ja właściwie to chciałbym coś powiedzieć. - krzyknął Zayn na całą salę.
Wszyscy ucichli i z ciekawości spojrzeli na chłopaka.
  -Było ciężko, ale przeżyliśmy. Wszystkie przygody, trudności, wspólne zadanie nas w pewien sposób zżyły ze sobą. Jest mi przykro z powodu Hectora i Olivii i chciałbym złożyć szczere kondolencje ich rodzinom, których nie ma tutaj z nami. W czasie tych miesięcy zrobiliśmy dla siebie dobre rzeczy, ale i też złe, jednak było minęło i nie wracajmy do tych chwil, gdyż one są już nie ważne. Od dzisiaj zaczynamy nowe życie. Tak, więc korzystając z okazji, że jesteśmy tutaj razem... - urwał i sięgnął do kieszeni swojej marynarki, po czym klęknął przede mną. - Abigail Martin, pomimo, że nie znamy się długo, bo zaledwie trzy miesiące, jestem pewien, że to wydarzenie nas połączyło ze sobą i nauczyło zmagać się z największymi problemami. I dzięki temu uświadomiłem sobie, że znalazłem odpowiednią osobę na całe życie. I z szczerością mogę wyznać, ze kocham cię i pragnę spędzić z Tobą życie. Abi czy zechcesz wyjść za mnie?
   -Matko jakiego romantyka masz. - usłyszałam krzyk Sherii.
   -Tak Zaynie Maliku z ogromną chęcią za ciebie wyjdę. - powiedziałam próbując powstrzymać się od płaczu ze szczęścia.
Chłopak nałożył mi pierścionek na palec, po czym wstał i mocno mnie uściskał. W następnej chwili byłam już w objęciach mojej mamy, a później taty, którzy gratulowali mi zaręczyn. Byłam na prawdę szczęśliwa, a najbardziej, gdy patrzałam na uśmiech mojego narzeczonego.
   -No to ten, teraz może ja coś przekaże, ale nie liczcie na nic szczęśliwego. - odezwała się Sherii.
Spojrzałam na przyjaciółkę wymownie, byłam pewna, że wspomniała już rodzicom o tym, że spodziewa się dziecka.
   -Niall jaki zdenerwowany. - zauważył Zayn.
Rzeczywiście chłopak pobladł i był nieswój. Widać było, że ma ochotę zapaść się pod ziemię. Podszedł pomału to Sherii, trzymając ręce z tyłu pleców i wpatrując się w ziemię stanął przy dziewczynie.
   -Mamo tylko nie denerwuj się. I niech pani Horan może też lepiej usiądzie. - zwróciła się do swojej przyszłej  teściowej. - emm, spodziewamy się dziecka razem z Niallem.
Nastała niezręczna cisza. Widać było, że obydwoje marzą by ulotnić się z tego miejsca.
   -Co jak to się stało? - spytała zaskoczona pani Owens, mama Sherii.
   -Tak jakoś... po prostu nie patrzeliśmy na bezpieczeństwo. - wyznała szczerze.
I Niall i Sherii bali spojrzeć się w oczy pani i pana Horan. Jednak wszyscy ze strachu wzdrygnęli się, gdy mama Nialla w końcu przerwała ciszę wybuchając szczęśliwym piskiem.
   -Aaaa będę babcią! - krzyknęła, a wszyscy spojrzeli na nią ogromnymi oczami. - tak bardzo o tym marzyłam! Gratuluje wam kochani i Sherii witaj w rodzinie!
Następnie kobieta wstała i mocno przytuliła  syna i przyszłą synową. Mama Sherii oniemiała, ale szybko do niej dotarło, że w prawdzie także bardzo się cieszy z tego faktu i wytuliła Sherii i Nialla.
Patrzeliśmy z uśmiechem na tę sytuacje, wszyscy byli na prawdę prze szczęśliwi. Spojrzałam na moją mamę, która perfidnie wpatrywała się w mój brzuch.
   -Może tam też się coś chowa? - zapytała głośno, gdy zauważyła, że na nią patrzę.
   -Zazdrosna jesteś? Zachowuj się mamo! - krzyknęłam, a wszyscy zaczęli się śmiać, zaś Zayn najbardziej. - nic tam nie mam, prócz organów.
   -Już nie mogę się doczekać zobaczyć mojego wnuka. - odezwała się pani Horan.
   -Ale nie znamy jeszcze płci dziecka. - powiedział Niall.
   -Ja wam mówię, to będzie chłopczyk. - oznajmiła przekonana swego teściowa Sherii.


Jak podobał się ten rozdział? :) Już tylko jeden rozdział dzieli nas od epilogu :/ Kiedy chcecie bym go dodała? Zostanie dodany na Wasze życzenie ;)

piątek, 28 listopada 2014

Rozdział 22 - "Jesteśmy uratowani!"

Oczami Louisa
Jaskinia, którą znaleźli Zayn z Abi była na prawdę oszałamiająca. Nie wspomnieli o jeziorze, które mieściło się w środku. Jako pierwszy wskoczyłem do przyjemnie chłodniejszej wody. Było cudownie w końcu się ochłodzić. Żałowałem, że wcześniej
tego miejsca nie znaleźliśmy. Praktycznie mieliśmy je koło nosa. Na myśl przyszła mi od razu pomysł, by następnym razem przyjść tutaj z Abi. Ta woda nie jest słona, więc na pewno z chęcią weszłaby do tej wody.
   Dziewczyna na prawdę mi się podobała, była prześliczna, nawet jak się denerwowała. W głębi ducha cieszyłem się, że siedzimy na tej wyspie, gdyż dziewczyna mi nigdy nie ucieknie. Miałem nadzieje, że Zayn z Abi w końcu pokłócą się, a ja ją zyskam. Choć coraz bardziej martwiło mnie to, że Zayn nie miał powodów, by się z nią kłócić, chociaż z natury jest konfliktowy. W każdym razie i tak nie traciłem nadziei. Trochę mnie bolało, że tak szybko przestałem o nią zabiegać.  Szczerze po tym jak mnie odrzuciła przy stoliku w restauracji, odpuściłem ją sobie. I zająłem innymi dziewczynami, które chciały zostać poderwane przeze mnie.
   Czasem w nocy nachodziły mnie myśli o tym, by ją porwać jak Hector. Ten koleś to sobie dobry sposób wymyślił, lubiłem go i to z nim ukryliśmy telefon Olivii. To był jego plan na dłuższe pozostanie na wyspie. Jednak po tym jak dowiedziałem się, że zabił własną dziewczynę, by mieć Abi i dodatkowo tak ja skrzywdził to znienawidziłem go całym sercem. To było chore.
   Spojrzałem na Sherii, która siedziała przy brzegu ze skulonymi nogami. Była przerażona tym faktem, że najprawdopodobniej będzie miała dziecko i wiem że bardzo ją martwiło to, że nie wie z którym z nas. Ja sam nie wiedziałem co o tym wszystkim myśleć, w głębi duszy nie chciałem być ojcem i nie marzyłem, by moje dziecko przyszło na świat w takim miejscu.
   -Może jednak nie? - zapytał Niall, próbując ją pocieszyć.
   -Mówisz to już piąty raz! Jeśli nie chcesz możesz nigdy się do niego nie przyznawać Niall! Spójrz na mnie! - krzyknęła i wstała, obracając się do nas profilem. - widzisz? Czy wygląda ci to na co innego?
Wskazała na swój goły brzuch, który szczerze nie wyglądał inaczej od zwykłego.
   -Właściwie mi na nic to nie wygląda, ale to moje zdanie. - odparł Harry.
   -Pół roku przed wakacjami zaczęłam chodzić na fitness i wiem jak wyglądał mój brzuch, gdy wyjeżdżałam na wakacje i nie był taki jakbym nażarła się trzech obiadów.
   -Może masz gazy? - zadrwiłem. - właściwie jesteś pewna, że nie przesadzasz?
Jęknęła i poszła w stronę wyjścia z jaskini, zaś Niall pobiegł za nią.
   -Mi się wydaje, że tak ledwo widoczny brzuch ma się w drugim miesiącu, a ona twierdzi, że dopiero co ją zapłodniliśmy. - powiedział Harry, robiąc dziwną minę.
   -Nie wiem, nie znam się na ciąży. Mam nadzieje, że to nie moja zasługa, bo takiej żony chcieć nie chcę. Wolałbym Abi.
   -Kurwa Louis, odpuść już! Wiesz, że nie będziesz jej miał, Zayn już o to zadba. Jest wpatrzony w nią jak w obrazek. Kocha ją od pierwszego spojrzenia na nią. Daj już im spokój.
Spojrzałem krzywo na przyjaciela i burknąłem pod nosem.
   -Właściwie co cie pokusił, by schować ten pieprzony telefon? Już byśmy dawno byli w domu! - dodał.
   -To nie ja! To Hector.
   -Jak Hector? On nie żyje...
   -Ale kiedy żył, kazał schować go bezpiecznie, bo chciał być z Abi.
   -Czyli wiedziałeś, że zamierza ją uprowadzić?! - krzyknął Harry,
   -Nie. Przysięgam, że nic o tym nie wiedziałem, powiedział mi tylko, że ma jakieś plany co do jej zdobycia i że na tysiąc procent będzie jego i to wszystko.
   -Mam nadzieje, bo jakby było inaczej i Zayn by się o tym dowiedział... miałbyś przejebane, z resztą nie tylko od niego Lou. Z mojej strony też dostałbyś w zęby.
Po chwili ciszy, która nastała po jego ostatnich słowach usłyszeliśmy krzyki.
   -Co się dzieje? - spytałem, wychodząc z wody i ruszając w stronę wyjścia z jaskini.
Gdy obydwoje doszliśmy do szczeliny prowadzącej na zewnątrz ujrzeliśmy w oddali na niebie helikopter. Nasze nogi same ruszyły biegiem w stronę obozu. Nie daleko przed nami zauważyliśmy resztę, która skakała, biegała i machała rękoma. Wyglądali, jak gdyby zostali zarażeni nagle jakimś wirusem i postradali zmysły.
   -Jesteśmy uratowani! - krzyknął Hazza cały czas mnie wyprzedzając.
Helikopter pomału zbliżał się do nas i było widać, że zniża swój lot. Ucieszyłem się ogromnie, choć akcja ratunkowa nie było w moich planach. Zatrzymaliśmy się przy obozie i patrzeliśmy na rozwój zdarzeń. Podmuch wiatru spowodowany obracaniem się śmigieł, był coraz bardziej wyczuwalny. Staliśmy wszystko koło siebie i chroniliśmy oczy przed latającym wszędzie piachem z plaży. Maszyna w końcu wylądowała, a z niej wybiegło dwóch pilotów.
   -Jesteście ranni? - zapytał jeden.
   -Jesteśmy! - krzyknąłem i wskazałem na ramie Abi.
   -Dziękuję. - odpowiedziała dziewczyna i delikatnie uśmiechnęła się do mnie.
   -Znaleźliśmy ich, przyślijcie helikopter ratunkowy, mamy mocno ranną. - powiedział drugi pilot przez swoje radio pokładowe.
W następnych minutach przyleciał inny helikopter, a z niego wyleciał tłum lekarzy i od razu zabrali się za Abi.
   -Zayn! - zawołała dziewczyna, gdy wsiadała do maszyny i kazali się jej położyć.
   -Mogę lecieć z nią? - zapytał jednego z lekarzy.
   -Wy wszyscy będziecie zabrani do szpitala, ale helikopter ratunkowy leci szybciej. - odparł mężczyzna.
   -Ale to moja dziewczyna! - krzyknął, a medyk kazał mu szybko wsiąść do maszyny.
Naszą czwórkę, zapakowano, zaś do normalnego helikoptera. Wsiedliśmy i od razu dostaliśmy po butelkach świeżej, czystej wody. Z pierwszej chwili miałem odrzut wymiotny, woda smakowała zupełnie inaczej, niż deszczówka, bądź woda ze zbiornika wodnego znalezionego przez nas w dżungli. Po chwili dano nam po kanapkach z masłem.
   -Nie wolno wam jeść na razie nic normalnego. - powiedział jeden z pilotów. - na razie jesteście na diecie, w innym razie mogą wam pęknąć żołądki.
Helikopter z Abi i Zaynem już dawno zniknął nam z pola widzenia. My dopiero co wzbijaliśmy się w powietrze. Wyspa na której spędziliśmy prawie trzy miesiąca była wielka. Dopiero teraz mogliśmy sobie uświadomić jak wiele rzeczy jeszcze przed nami kryła.
   -Nigdy nie leciałam helikopterem. - odparła Sherii i wtuliła się w Nialla.
Chłopak o dziwo przyjął ją z otwartymi rękoma i mocno objął.
   -Ja też nie, nie martw się. - odparł Niall.
   -A my codziennie latamy, po 50 razy. Codziennie was szukaliśmy. Już traciliśmy nadzieje, akcje poszukiwawcze miały się lada dzień kończyć. Mieliście szczęście, lecz to wszystko dzięki temu telefonowi. - powiedział pilot z uśmiechem.
   -Jaki telefon? - spytał Harry.
   -Jakąś godzinę temu dzwoniła do nas ta dziewczyna, którą zabrało pogotowie i dzięki temu udało nam się was zlokalizować.
   -I dzięki sms. - dodał drugi pilot. - na prawdę macie szczęście dzieciaki.
   -Abi się dodzwoniła! - krzyknęła Sherii, a łzy napłynęły jej do oczu.
Harry i Niall spojrzeli na mnie ze złością. Nic nie mówili, ale byłem pewny co bym usłyszał. Nawet ja poczułem się strasznie głupio. Ten telefon nas uratował i gdyby nie Abi zostalibyśmy na wyspie na zawsze i to przeze mnie. Przez mój egoizm.
   -Można otworzyć drzwi? - spytałem. - mam ochotę się zabić.
   -Nie! - krzyknęli chórem Niall, Sherii i Harry.
   -Można mówić, że przez ciebie o mało nie straciliśmy szansy na ratunek, ale nie zupełnie stary. - powiedział Harry i poklepał mnie po plecach.
   -Tak właściwie to przez waszą dwójkę w ogóle znaleźliśmy się w tym gównie. - powiedziała Sherii i spojrzała na mnie i Hazze.
   -Oj prawda. - przytaknął Niall.
Po niespełna 30 minutach lądowaliśmy już na dachu ogromnego szpitala. Śmigła maszyny przestały się kręcić, a my wysiedliśmy i trafiliśmy w ręce personelu medycznego.
Rozdzielili nas, poszedłem za lekarzem, który był mi przydzielony. Zaprosił mnie do swojego pokoju.
   -No i jak tam? Trzymamy się? - spytał siadając za swoim biurkiem.
   -Jakoś tak. - odparłem.
   -Nic nie boli? Nic cie nie pogryzło? Niczego podejrzanego nie zjadłeś? - zaczął zadawać pytania, po czym wstał i zaczął od przebadania mojego gardła i węzłów chłonnych.
   -Lekkie odwodnienie, zadziwiające aż na ponad dwa miesiące na bezludnej wyspie. Co wy piliście? Mam nadzieje, że nie wodę z morza.
   -Czasem deszczówkę, ale częściej wodę z takiego zbiornika znalezionego w dżungli.
   -Wychudzony. - mówił do siebie i notował w swoich papierach. - teraz pójdziesz się wykąpać pielęgniarka da ci ręcznik i mydło, a następnie wstąpisz pokój obok i całego cie prześwietlimy ok?
Poszedłem tak jak mi kazano najpierw wziąć prysznic, po czym ruszyłem do sali na przeciwko pokoju do którego zawitałem pierwszym razem. Z sali do której zmierzałem, akurat wychodził Harry.
   -Cześć stary, jak tam? - spytał.
   -Jak na razie dobrze. - odparłem i wszedłem do środka.
   -Cześć. To najpierw zrobimy USG. Połóż się proszę tutaj. - poinstruowała pielęgniarka.
Ściągnąłem koszulkę i położyłem się wygodnie. Pielęgniarka nałożyła na mój brzuch zimny żel po czym zaczęła jeździć po nim dziwną aparaturą.
   -Wszystko na swoim miejscu, nic nie widać o co można by było zacząć się martwić. Super. - odpowiedziała z uśmiechem i pozwoliła mi się wytrzeć. - w sali obok zbadają ci krew.
Po szeregu wszystkich badań w końcu byłem wolny i usiadłem w poczekalni. Po chwili podszedł do mnie Zayn. Był cały spocony, zdenerwowany.
   -Co jest? - zapytałem.
   -Czekam, lada moment skończy się operacja Abi. - powiedział, a łzy pociekły mu po policzkach.
Zupełnie o niej zapomniałem. Przez całe to zamieszanie, zapomniałem o Abi i jej chorym ramieniu, które o mało co nie zostało amputowane przez ostre kamienie w morzu. Ręce zaczęły mi drzeć i myślałem co z nią będzie.
   -Będzie dobrze. - pocieszyłem i objąłem go przyjacielsko. - wiesz coś już? Czy rękę można uratować?
   -Nie nic, ale... gdy lecieliśmy do szpitala lekarze czarno patrzeli na przyszłość jej ręki. Jednak... nie mówili tego przy Abi, gdy wysiadaliśmy, a Abi zadała to pytanie czy będzie trzeba ją amputować, lekarze ją pocieszali, a mnie poklepali po ramieniu, dając jasno do zrozumienia, że będzie trzeba. - mówił, a z jego oczy wypływało coraz więcej łez.


Jak myślicie co będzie z Abi? Przeżyje? Nie przeżyje?
Rozdział napisany oczami Louisa z dedykacja dla Anonimka 
~Vove_Diana :)
Zachęcam do poczytania! :) ------> 
http://wpotrzasku-grilloo.blogspot.com/

wtorek, 25 listopada 2014

Rozdział 21 - Mama?

** <---- pamiętasz? ;) Nie? Spójrz na prawą stronę bloga.

  Byliśmy w przyjemnie chłodnej jaskini znalezionej między skałami, powietrze było w niej rześkie i świeże. W końcu dało się wziąć oddech pełną piersią. Woda przyjemnie otulała nas od brzucha w dół. Zayn mocno objął mnie rękoma i przyciągnął do siebie. Jeszcze przez pewien czas próbowałam się mu wyrwać, jednak kogo chciałam oszukać? Pasowało mi to, tak więc w końcu poddałam się i zaczęłam odwzajemniać pocałunki. Nasze buziaki już po chwili zrodziły w sobie namiętność i pożądanie. Zayn był pociągający, a ja nie potrafiłam tego ukryć, nawet przed sobą. Uwielbiałam, gdy był tak blisko mnie. Podobało mi się jak całował mnie po ciele. Wywoływało to u mnie podwyższenie temperatury całego ciała.
  Chłopak po chwili pomógł usiąść mi na brzegu jeziorka i zaczął składać pocałunki na moim mokrym brzuchu. Oparłam się rękoma o piasek, jednak nie potrafiłam się utrzymać na jednej zdrowej ręce, więc położyłam się. Zaś Zayn wynurzył się i nachylając się nade mną kontynuował całowanie. Po chwili poczułam jak jego usta całują coraz wyżej, aż w szybkim tempie doszedł do mojego mostka, a stamtąd do szyi. Jęknęłam, gdy brutalnie zassał skórę pozostawiając zapewne czerwony ślad. Dłonią zaczęłam masować jego rozgrzane plecy i ramiona. Przyciągnęłam jego twarz do mojej, by móc ucałować go w usta. Były takie ciepłe i mięciutkie, nie można było ich porównać do moich, które były szorstkie i nie miłe, zapewne przez brak witamin.
   Po chwili ponownie zanurzyliśmy się w wodzie, z tą różnicą, że w tym momencie, można było powiedzieć, że nic nas od siebie nie dzieliło. A bardziej było coś co łączyło. Wpiłam się w jego usta, a jego dłoń chwyciła mój pośladek i mocno przycisnęła do siebie.
   -Zayn. - jęknęłam, a chłopak uśmiechnął się.
Odgarnął moje włosy i zaczął całować moja szyję. Jedną ręką pomału i rutynowo dociskał moje biodra do swoich, zaś drugą głaskał po ramieniu, twarzy i plecach.
   -Dobrze wszystko? - spytał, przytrzymując moją twarz bym na niego spojrzała.
Pokiwałam głową, nie odpowiadając, a lekki uśmiech pojawił się na moich ustach.
   -Kocham cie Abi. -wyznał.
   -Ja ciebie również Zayn. - odpowiedziałam i mocniej popchnęłam swoje biodra w jego stronę, na co chłopak zacisnął oczy i jęknął.
W tym samym momencie mocno docisnął całe moje ciało do swojego. Moje ręce opatuliły jego ciało, paznokcie zdrowej ręki wbiły w jego plecy, a moja głowa wkrótce opadała na jego ramię. Próbowałam się podnieść, lecz na marne. Byłam miło zmęczona. Tym razem to ja wpiłam się ustami w skórę na jego szyi, do której miałam dostęp. Zostawiłam trzy czerwone ślady i byłam z nich bardzo dumna. Po chwili i Zayn opadł bez sił. Wyszliśmy na brzeg i w objęciach leżeliśmy na piasku.
   -Jesteś golusia. - zadrwił.
   -Ej nie patrz! - odparłam i zakryłam się jego spodniami. - ty też jesteś.
   -Mi to nie przeszkadza.
Zaśmiałam się i sięgnęłam po telefon komórkowy znaleziony w naszym obozie. Ponownie kliknęłam na przypadkowy klawisz, a telefon zaświecił się. Wybrałam numer do mamy, jednak nie połączyło się.
   -Tutaj nie będzie zasięgu, musisz spróbować jak wyjdziemy z jaskini Skarbie. - doradził Zayn.
Ubraliśmy się i postanowiliśmy wrócić do reszty, by ich powiadomić o znalezionym przez nas miejscu. Po drodze ponownie spróbowałam dwa razy zadzwonić, jednak na marne.
   W obozie atmosfera była napięta, jak nigdy dotąd. Nikt się do siebie nie odzywał. Sherii siedziała załamana przy szałasie. Harry rysował coś na piasku. Louis łowił ryby, zaś Niall kąpał się w morzu.
   -Znaleźliśmy jaskinie. - rzucił krótko Zayn.
   -Co?! - jako pierwszy zareagował Harry. - jaką jaskinię? Gdzie?
   -Tam w oddali, w tych widocznych skałach. Tam jest czysta i mniej słona woda.
   -Louis, Niall słyszeliście? - krzyknął Harry. - znaleźli jaskinię.
   -Idźcie, ale musicie wejść do środka, jakby co. - poinstruował Zayn.
Chłopacy razem z Sherii ruszyli w stronę rozchodzących się niedaleko skał. My zaś rozpaliliśmy ognisko i zaczęliśmy smażyć złowione i wypatroszone już ryby. Nie poddając się co chwila ponownie wybierałam numer do rodziny z nadzieją, że za którymś razem się połączy.
   -Może napisz smsa? - zaproponował Zayn. - jeśli będzie zasięg, wiadomość się wyśle.
   -Dobry pomysł. - odpowiedziałam i zaczęłam na głos mówić co pisze. - hej, to ja Abi, nadal żyjemy. Pomóżcie nam jesteśmy na wyspie.
Wysłałam go, jednak tak jak myślałam przy wiadomości wyświetliło się: "oczekiwanie na wysłanie." Ostatni raz wybrałam numer do mamy. Moje zdziwienie nie znało granic, gdy usłyszałam w końcu upragniony sygnał połączenia.
   -Zayn! To dzwoni! Zayn! - zawołałam.
   -Halo? - odezwał się ktoś po drugiej stronie. - halo kto mówi?
   -Mamo? To ja Abi! - krzyknęłam i usłyszałam parę piknięć, po czym telefon wyłączył się.

Tak wiem, że rozdział króciutki. Następny rozdział będzie pisany oczami Louisa, co Wy na to? :) Lekka odmiana :) Buziaki! :*

poniedziałek, 24 listopada 2014

Rozdział 20 - Telefon


  -Gdzie Sherii? - zapytałam Louisa, który moczył stopy we wodzie.
  -Nie wiem. Godzinę temu Niall jej szukał i poszli gdzieś razem. W stronę wychodka, jeśli chcesz wiedzieć.
   -Nie ważne, zostawię ich samych.
   -Sherii od rana źle się czuła i coś słyszałem jak gada o dziecku. - dodał.
   -O matko... co za idiotka.
   -Mogę wiedzieć o co chodzi? - dopytał.
 - Sherii była przerażona, a Niall bardzo nerwowy.
   -Ona sobie wmawia, że jest w ciąży.
   -O kurwa! - przeklął Lousi i chwycił się za głowę.
Już po chwili doszło do mnie czemu właśnie w taki sposób zareagował. Chłopak pobiegł w stronę siedzącego nieopodal Harrego, a ja zaczęłam żałować, że mówię zanim pomyślę. Patrzałam jak Lou dobiega do Hazzy i z gestykulując nerwowo, zapewne mówi mu co się dowiedział ode mnie. Sherii mnie dobije - pomyślałam. Trudno mówić w moim przypadku o zabiciu, w końcu moja ręka zaczyna sinieć z dnia na dzień coraz bardziej. Właściwie to zdaje sobie sprawę, że już jestem nie żywa.
   -Co jest chłopakom? - spytał Zayn, jedząc pięknie pachnącą pomarańcze. - coś się stało Skarbie?
   -Ta, już nie żyje. - odparłam.
   -Jak to?! Coś nie tak? Co z twoją ręką? - dopytywał i zaczął oglądać moje ramię. - a tak właściwie gdzie Niall i Sherii?
   -To właśnie Sherii mnie dobije Zayn. Wygadałam chłopakom, że Sherii sądzi, że jest w ciąży. A jak wiesz kręciły ich zabawy erotyczne. Pewnie teraz każdy z nich będzie się obawiał, że zostanie ojcem.
Spojrzałam na Zayna, chłopak stał jak wryty w ziemię z mocno otwartymi oczami.
   -Nie dobrze. - spuentował i dokończył swój owoc, po czym przytulił mnie do siebie. - wykąpiemy się?
   -Chcesz bym zwołała wszystkie rekiny moją ręką?
   -A nie chciałabyś mi pokazać tego wodospadu...
   -Przy którym byłam więziona? - przerwałam. - nie, dzięki!
   -To może pójdziemy się przejść plażą?
   -Słońce strasznie pali.
   -Nie przesadzasz? Za 30 min masz być gotowa i idziemy, a tym czasem pójdę zobaczyć jak chłopacy sie trzymają.
Zayn odszedł, a ja poszłam po moje spodenki, które leżały w jednym z szałasów. Sięgnęłam po spodnie, i zauważyłam, że zakryta nimi była jakaś mała, czarna torebeczka. Nie przypominałam sobie, by ktokolwiek z nas miał coś takiego. Otwarłam ją, chwyciłam za spod i potrząsając pozbyłam się zawartości. Z torebki wyleciała między innymi karta do drzwi kajuty, maskara, szminka i telefon komórkowy, który włączył się wraz z zetknięciem się z ziemią. Byłam zdziwiona, nasze komórki już dawno przestały działać z przyczyn katastrofy, bądź po prostu rozładowały się. Schyliłam się po niego i dotknęłam przypadkowego klawisza. Telefon zadziałał. Pokazywał godzinę 15:40 i datę 12 września. Jak dobrze pamiętam w lipcu mieliśmy mieć super wakacje, które skończyły się tragedią, jaką teraz musimy znosić. Bez dłuższego zastanowienia wybrałam numer do mamy. Przyłożyłam telefon do ucha i czekałam z nadzieją na pierwszy sygnał. Jednak na marne. Rozłączyłam się i w tym samym momencie usłyszałam płacz Sherii. Wychyliłam się zza bambusowo-liściastej ścianki szałasu. Niall i Sherii wrócili ze swojej prywatnej rozmowy. Chłopak szedł zdenerwowany jak nigdy dotychczas, a przyjaciółka ryczała i przeklinała pod nosem.
   -Słyszeliśmy co się stało Sherii. - zwrócił się do niej Louis. - to prawda z tą ciążą?
   -Skąd to wiecie? - zapytała zadziwiona, a ja głośno wydmuchnęłam powietrze z ust.
   -Nie ważne. - odparł Harry, ale każdy wie, że nie kto inny, niż ja mogłam coś takiego wygadać, więc nie było już sensu tego ukrywać.
Sherii jęknęła ze złości. Stwierdziłam, że to będzie najodpowiedniejszy moment, by wyjść do nich.
   -Może mi ktoś wytłumaczyć co to jest? - spytałam, przybierając na prawdę poważny wyraz twarzy. - kogo była na torebka perfidnie schowana pod moimi spodniami?
   -Olivii. - odpowiedział krótko Niall.
   -Czy wy zdajecie sobie sprawę, że był w niej działający telefon? Bo jak już zdążyłam zauważyć, ktoś z was doskonale sobie zdawał z tego sprawę i po prostu ukrył to przed resztą!? Chce wiedzieć natychmiast kto to był?
Spojrzałam na Zayna.
   -Nie kochanie, przyrzekam, że to nie ja! - odparł.
Następnie mój wzrok zjechał na Sherii.
   -Kto jak kto, ale znasz mnie jak nikogo innego i wiesz, że zrobiłabym wszystko, by się stąd wyrwać!
   -To byłem ja jasne! - krzyknął Louis. - zrobiłem to już dawno, podobałaś mi się i wiedziałem, że to byłaby forma ratunku dla nas i w końcu rozstałbym sie z Abi. No cholera podobasz mi się!
W tej samej chwili Louis wylądował na ziemi w wyniku zderzenia się pięści Zayna z jego szczęką. Krople krwi wylądowały na złocistym piasku. Zaczął się nie lada harmider. Zabolał mnie widok Zayna, który uderzył swojego przyjaciela i to z tak wielką siłą. Odwróciłam się i pobiegłam przed siebie. Nie zważając na okropny ból rozlewający się po całej mojej ręce. Po chwili usłyszałam za sobą krzyki i wołanie mojego imienia. Odwróciłam się za siebie i spostrzegłam, że całe to zamieszanie zostawiłam już daleko w tyle, więc szybkim krokiem pozwoliłam sobie na chwile odetchnienia od biegu. Usłyszałam ponownie moje imię wykrzyknięte przez Zayna. Zauważyłam takze, że chłopak zaczął biec w moją stronę. Tak więc ponownie ruszyłam pędem przed siebie. Biegłam ile sił w nogach i zaczęłam kierować się w stronę rozchodzących się niedaleko skał. Kiedy w końcu do nich dobiegłam szukałam miejsca gdzie mogłabym się wślizgnąć pomiędzy nie. Znalazłam przejście za jedną z nich i dopiero po chwili spostrzegłam, że jestem w jakiejś jaskini. Była duża, zacieniona, a piasek w niej był przyjemnie chłodny i miło ziębił w stopy. Wewnątrz dało się usłyszeć szumienie fal obijających się o skały. Poszłam w głąb niej i chwile później ujrzałam przepiękne jezioro. Woda w nim była przejrzyście niebieska o wiele piękniejsza, niż morze. Odłożyłam telefon, który cały czas trzymałam ściśnięty w dłoń i zamoczyłam rękę w czystej wodzie.
   -Chciałaś mi uciec tak? - usłyszałam głos odbijający się echem po całej jaskini i ze strachu wpadłam do wody. Chora ręka dziwnie zdrętwiała i poczułam, że nie potrafię wynurzyć się na powierzchnię. Zaczęłam się krztusić wodą i w ostatniej chwili ktoś pomógł mi wypłynąć na powierzchnię.
   -Głębokie to jezioro, nie wygląda na takie. - powiedział Zayn i objął mnie w pasie. - przepraszam, nie spodziewałem się, że tak zareagujesz Skarbie.
   -Czemu to zrobiłeś! - krzyknęłam, nadal głośno kaszląc.
   -Mówię, że przepraszam, nie wiedziałem...
   -Ale nie o to chodzi! Mówię o Louisie! Czemu go uderzyłeś!
   -Bo chciał mi ciebie odebrać! Skurwysyn...
   -Wyrażaj się Zayn. - przerwałam mu.
   -Sorry, imbecyl nie pomyślał, że ty możesz umrzeć przez ten wypadek z Hectorem! Nie chcę cię stracić, nie wiedziałem nic o tym telefonie, gdybym tylko wiedział, wszedłbym na najwyższą palmę, górę cokolwiek by sie połączyć i cie uratować Abi!
   -Ale nie musiałeś go od razu uderzać Zayn! Puść mnie i nie dotykaj!
   -Nie wyrywaj się Skarbie. - powiedział mocno trzymając mi ręcę. Usadowił się na jakimś kamieniu zatopionym we wodzie przez co nie topił siebie, ani mnie i rękoma nakazał mi usiąść na jego kolana, a nogami objąć jego talię.
   -Nie chcę byś mnie dotykał Zayn!
Po chwili mocno pocałował mnie przyciągając moje ciało bardzo blisko jego gołego torsu.


Rozdział nie wyszedł jakbym tego chciała... :/ Jutro postaram się wstawić następny i postaram się również by był lepszy od tego :) Buziaki!