środa, 17 grudnia 2014

piątek, 5 grudnia 2014

Rozdział 24 - "nie zapomnimy o sobie?"


Po następnym tygodniu szykowaliśmy się do wyjazdu powrotnego do Miami. Byłam już prawie spakowana. Nakupowałam sobie nowych ciuchów w mieście i szczerze powiedziawszy cała torba była pełna.
   -Spakowana? - spytał Zayn, wchodząc do naszego hotelowego pokoju.
   -Chyba tak, ale musisz mi pomóc zamknąć torbę. - poprosiłam chłopaka, lecz zanim to zrobił rzucił się na mnie i zaczął całować moją szyję.
   -Kocham cię Abi! - wyznał. - kąpałaś się już?
   -Ja ciebie także. Nie, nie miałam czasu jeszcze.
Chłopak spojrzał na mnie, uśmiechając się i pomógł mi wstać z łóżka. Następnie chwycił za biodra i popchał w stronę łazienki. Gdy weszliśmy do środka zamknął drzwi na klucz. Od razu chwyciłam za jego koszulkę i pomogłam mu ją zdjąć. Zaczął łapczywie całować moje usta. Unieruchomił mnie między sobą, a ścianką prysznica i pomógł ściągnąć ze mnie ubranie.
   -Podobasz mi się. - oznajmił.
   -Ty mi też kochanie.
Puściłam wodę i wepchnęłam go pod słuchawkę. Woda jeszcze nie odleciała z rur i była zimna, wiec chłopak odskoczył jak poparzony.
   -Tak się chcesz bawić? - zadrwił i szybko przyciągnął mnie na swoje kolana, sam siadając na murku w kabinie prysznicowej.
   -Zayn... - jęknęłam, gdy przycisnął moje ciało bliżej swojego, przysparzając mi dzięki temu wspaniałego uczucia.
W tej chwili przypomniał mi się nasz ostatni tak bliski raz w jaskini na bezludnej wyspie. Byliśmy sami w urokliwym miejscu, a nasze ciała otulała letnia woda. Odmienna od ciągle gorącej wody morza. Tego dnia, dzięki odkryciu telefonu w naszym szałasie, dostaliśmy zastrzyk nadziei na nasz ratunek. Choć logika już od dawna mówiła, by dać sobie spokój i zaakceptować to, że zostaniemy na wyspie do końca życia. Przekonaliśmy się, że nie można tracić nadziei. Nigdy.
   Hotelowa łazienka to może nie tak urocze miejsce jak przyciemniona jaskinia, ale bycie w tak bliskiej sytuacji z Zaynem zmienia nawet najgorsze położenie w najwspanialsze.
   -Dobrze ci? - zapytał, bez owijania w bawełnę.
   -Strasznie kochanie. - odparłam i przywarłam do jego ust.
   -Za godzinę wyjeżdżamy na lotnisko, więc może warto by było się pospieszyć skarbie. - wynurzył mnie ze wspaniałego stanu podniecenia.
 Wstałam, przepuszczając chłopaka, by mógł wyjść. Zayn owinął mnie ręcznikiem i pomógł wyskoczyć z brodzika prysznicowego. Wytarłam się i biorąc brudne rzeczy pod rękę, wyszłam z łazienki. Użyte ciuchy zwinęłam i schowałam do torby, zaś na siebie założyłam świeże i wygodne w sam raz na parogodzinną podróż.
   Nasze torby zostały ustawione w holu głównym hotelu, a nas zaproszono na pożegnalną kolację. Jednak nie miałam ochoty jeść, tak więc w drodze do restauracji zboczyłam z drogi i poszłam na ogromny taras widokowy. Wyjrzałam na zewnątrz i ze zdziwieniem spostrzegłam Harryego stojącego przy barierce.
   -Hej! Wszystko w porządku? - spytałam, a chłopak nerwowo się odwrócił.
   -Abi! Tak wszystko gra, a u ciebie?
   -Nie idziesz na kolacje? Za chwile się zaczyna.
   -Jakoś nie mam ochoty jeść, a ty? Co cie tutaj ściągnęło?
   -Tęsknota za wodą. - odparłam wpatrując się w zachodzące słońce za horyzont morza, które jeszcze nie dawno było naszą codziennością.
   -Wiesz? Ja trochę też za tym tęsknie.
Stanęłam koło Harryego i również oparłam się o barierkę. W tym samym momencie na taras wszedł Niall z Sherii, a tuż za nimi Louis.
   -Tęsknota za morzem? - zapytał Harry.
Jak widać trafił w sedno, gdyż oni zaśmiali się przytakując głowami. Niall cały czas trzymał rękę Sherii, nawet gdy podbiegła do mnie by mnie objąć ramieniem. Byli szczęśliwi, tym bardziej, że z ich dzieckiem wszystko dobrze, a ich rodziny się polubiły. Jednak jestem ciekawa wyrazu twarzy obu rodzin, gdyby okazało się, że to dziecko jednak nie jest Nialla, a Harryego, bądź Louisa. Jednakże wolę nawet nie wspominać takiej możliwości.
  -Jakieś posiedzenie? Chyba nie macie ochoty znowu wskakiwać do wody, co? - zadrwił Liam, który wraz z Zaynem dotarli na taras jako ostatni.
  -Cieszę się, że żyjecie. - dodał Liam z uśmiechem.
  -Wiecie co? Dziwnie mi się teraz żyje. Myślałam, że na wyspie była monotonia, ale to jednak w zwykłym życiu ona występuje. Tam było ciekawiej.
  -Mówi to osoba, która o mało nie straciła ręki. - odezwał się Niall. - chyba nie masz ochoty tam wrócić?
  -Chyba nie.
  -Mi też czegoś brakuje. Tych czynności, które trzeba było zrobić każdego dnia, by przeżyć. Tego morza, tych widoków, słońca. Tego, że nie będę miał was na co dzień, jak to było na wyspie. - wyznał Harry. - ciężko będzie się przyzwyczaić do normalnego życia. Szczerze wam powiem, że czuję się jakbym chciał tam wrócić.
   -Nie zapomnimy o sobie? - zapytałam, wpatrując się cały czas w rozchodzące się przed nami morze.
   -Nie ma takiej opcji. - odpowiedział Louis.
   -A tak właściwie jak to się stało, że Sherii jest w ciąży. Abi spadła z klifu. I skąd wytrzasnęliście telefon? - dopytał zaciekawiony Liam, a my wszyscy spojrzeliśmy na siebie z uśmiechem.
   -Liam to długa historia, opowiemy Ci ją w samolocie. - powiedziała Sherii i ruszyła z resztą w stronę szklanych drzwi prowadzących do środka.
Ja jednak zostałam. Nadal opierając się o barierkę, patrzałam na morskie fale i poświt, który został po zachodzącym słońcu. Na kolorowym niebie majaczyła czarna latająca plama. Śledziłam ją wzrokiem i myślałam czy aby na pewno zrobiłam dobrze z tym telefonem? Nie wiem, uważam, że tak, w innym razie moje życie skończyłoby się w najbliższych 6 miesiącach. Nie myślałam egoistycznie, z pewnością nie tylko ja nie dożyłabym pełnego następnego roku. Żałuję tylko, że ta komórka nie dostała się w moje ręce o wiele wcześniej. Możliwe, że dzięki temu dwie dodatkowe dusze zostałyby uratowane.
   Teraz czarna plama, która przed chwilą latała po niebie, siedzi na barierce tuż obok mnie. Jest to kruk. Silny, czarny, jak smoła pan kruk. Wiem doskonale, że to nie zwiastuje niczego złego. Ptak nie boi się, spogląda na mnie z zaciekawieniem swoimi ogromnymi czarnymi oczami. Jednak ja go ignoruje, nie potrafię patrzeć na niego normalnie. W sercu mam nadal ból i winie się za to co się stało, pomimo, że to nie był dla mnie nikt bliski i celowo wyrządził mi straszne krzywdy. Nawet nie miałam z nim większego kontaktu psychicznego, a może tylko mi się tak wydaje?
   Odwracam się na pięcie i ruszam w stronę drzwi. Przy wejściu spoglądam ostatni raz na czarnego ptaka, który nadal siedzi na barierce i uważnie wpatruje się we mnie.
   -Wiem, że to ty Hector. Przykro mi. Żegnaj. - mówię i wchodzę do środka.
Gdy ponownie się odwracam, by przez szybę zerknąć na niego, go już nie ma. Nie widać go nigdzie w pobliżu, a nawet na niebie. Po prostu znika bez śladu.


 I doszliśmy do końca opowieści :) Mam nadzieje, że opowiadanie się Wam podobało ;) W niedziele pewnie dodam jeszcze epilog na zakończenie całości ;) Buziaki i jeszcze do zobaczeni! :)

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Rozdział 23 - Szpital


Otwarłam pomału oczy. Pomieszczenie było lekko oświetlone. Dźwięk pikania doszedł dopiero po chwili do moich uszu. Spojrzałam na aparaturę stojąca koło mojego łóżka. Po chwili ujrzałam Zayna, która spał na wąskiej kanapie, ustawionej pod ścianą. Był cały i zdrów, bardzo mnie to ucieszyło. Chciałam się podnieść, lecz ból jaki wywołała próba zrobienia tego odgoniła mnie od tego pomysłu.
   -Abi. - odezwał się Zayn i w tempie ekstremalnym usiadł przy mnie. - jak się czujesz?
   -Dziwnie. Niby spałam, a czuje się niewyspana. - odparłam. - a ty Zayn? Co u ciebie?
   -W jak najlepszym porządku Kochanie. Jestem zdrów. - powiedział i lekko pochmurniał patrząc na moją rękę.
   -Nie! Błagam, powiedz, że to nie prawda! Proszę Zayn! Powiedz, że mam dwie ręce! Zayn błagam! - zaczęłam płakać i bałam się ruszyć i spojrzeć na ramię.
Chłopak uronił kilka łez, lecz po chwili się uśmiechnął.
   -Damy radę Abi. - powiedział i chwycił mnie za dłoń chorej ręki.
Odsapnęłam, gdy poczułam jego dotyk. Następne łzy poleciały po moich policzkach, lecz tym razem był to płacz szczęścia.
   -Uratowaliśmy się. - powiedziałam przez płacz.
   -Przecież obiecałem Kochanie. - odpowiedział i pocałował mnie w czoło. - już nie płacz.
Po chwili drzwi do pokoju w którym leżałam lekko uchyliły się.
   -Hej, mogę? - przez szparę w drzwiach usłyszeliśmy głos Sherii.
   -Jasne. - odparłam, po czym dziewczyna nieśmiało weszła do środka.
   -Zostawię was same. - oznajmił Zayn i wyszedł.
   -Jak się czujesz? - spytała Sherii.
   -Żyję. A ty?
   -Też, a nawet mam dwa życia. - zaśmiała się, a łzy wypłynęły jej z oczu.
   -Co? Jak to? To prawda? Jesteś w ciąży?
Dziewczyna rozpłakała się i przytuliła mnie mocno. Ja odwzajemniłam uścisk, gdyż wiedziałam, że potrzebuje teraz wsparcia.
   -Przepraszam, że się z Tobą kłóciłam Abi. Brakuje mi ciebie! - mówiła, płacząc i mocząc moją piżamę.
   -Nie ważne, mów jak z dzieckiem.
   -Niedługo już trzeci miesiąc.
   -Widziałaś się już z rodzicami? Wiedzą o tym?
   -Nie i strasznie się boję.
   -Niall wie? - dopytywałam. - to jego dziecko?
   -Przypuszczam, że jego, bo lekarka powiedziała że dziecko ma już prawie 3 miesiące i wyliczyłyśmy, że zaszłam w ciążę tego razu jak zbliżyliśmy się z Niallem po raz pierwszy.
   -Mówiłaś, że jesteś zabezpieczona. - powiedziałam, a dziewczyna tylko wzruszyła ramionami.
   -A mówiłaś Niallowi o swoich przypuszczeniach? Jest tego świadom? Jak zareagował?
  -Tak, miał razem ze mną spotkanie z lekarzem. Jest zszokowany na razie, ale chyba nie odrzuci swojego dziecka. Jednak powiedział, ze gdy dziecko się narodzi chce badania, by się upewnić.
Drzwi od pokoju ponownie się otwarły i na sale wszedł lekarz.
   -Witam, jak się czujemy? Widziałem po kamerach, że środek przeciwbólowy działa doskonale, bo jesteś w super nastroju. - odezwał się lekarz i zaczął sprawdzać coś na aparaturze obok mnie.
  -Tak mnie właśnie z minuty na minutę coraz bardziej boli i zaczynałam się już obawiać. A tu się okazuje, że jestem odurzona. - skomentowałam.
  -Zaraz ci wstrzykniemy następną dawkę leku i będziesz mogła jechać do hotelu przywitać się z rodziną.
  -Na prawdę? - zapytałam lekko zszokowana.
  -Na prawdę Abi. Ale dzisiaj do nas wrócisz na zmienienie opatrunku i ogólne badania. Musisz być jeszcze pod naszą obserwacją.
W następnej godzinie został wysłany po nas auta. Wyszliśmy grupką ze szpitala i naszym oczom ukazało się miasto pełne betonowych budynków. Powietrze było tutaj zupełnie inne i dziwnie się czułam póki mój węch się nie przyzwyczaił. Gwar na ulicy był uciążliwy pomimo tylko paru chwil spędzonych na zewnątrz. Prócz tego przed wejściem głównym stało z dziesięciu fotoreporterów i z pięciu dziennikarzy. Ochrona pomogła nam bez szwanku dostać się do aut. Usiadłam na tyle, a koło mnie Zayn, który nie spuszczał mnie z oczu. Razem z nami wsiadł również Harry. Zaś reszta jechała drugim autem. Ruszyliśmy, każdy z nas wyglądał przez okna i przyglądał się ulicą i całemu miastu, które mijaliśmy. Do hotelu nie mieliśmy daleko, ledwo minęło 10 minut, a wjeżdżaliśmy już na jego dziedziniec. Przed wejściem stało o wiele więcej dziennikarzy. Gdy tylko wysiedliśmy przylgnęli do nas jak mrówki do cukierka. Zayn cały czas otulał mnie ramieniem i pilnował, by tłum przypadkiem nie dotknął mojej chorej ręki. Był wspaniały. Kiedy w końcu dotarliśmy do do głównego wejścia, poczuliśmy się swobodniej, gdyż ochrona zakazała wchodzenia fotografom do hotelu. Jednak dla pewności zaprowadzili nas do jakiejś sali. Harry ruszył pierwszy i otwarł drzwi na których wisiał napis: "sala konferencyjna".
Tuż po wejściu do środka ujrzeliśmy nasze rodziny, płaczące i rzucające nam się na szyję. Jako pierwsza doleciała moja mama.
  -Abi, kochanie! Boże jak się martwiłam, myśleliśmy, że stanie się największa tragedia! Boże Abi! - płakała moja mama. - tak tęskniłam. Gdy dowiedzieliśmy się, że dwoje nastolatków zginęło. Myśleliśmy o najgorszym!
I ojciec i matka nie zważali w ogóle na moje ramię, co bardzo mnie denerwowało, ponieważ powoli nie potrafiłam znieść bólu jaki mi przysparzali. Następnie doleciała moja siostra, która też tutaj była i wyczekiwała na mój powrót.
                                                                        ******

  Moja mama cały czas gadała i opowiadała, nawet po paru godzinach, gdy siedzieliśmy w hotelowej restauracji razem z Zaynem i jego rodziną i jedliśmy kolację. Oczywiście dla nas, wyspiarzy, była uszykowany specjalny, dietetyczny posiłek.
    Nasi rodzice już zdążyli się bardzo polubić, nawzajem się wspierali, gdy były prowadzone akcje poszukiwawcze. Moja mama wyznała mi nawet, że matka Zayna jest zabawniejsza, niż jej wieloletnia przyjaciółka, czyli matka Sherii. Co mnie zdziwiło, gdyż nasze matki były tak samo nie rozłączane jak ja i Sherii.
   -Ja właściwie to chciałbym coś powiedzieć. - krzyknął Zayn na całą salę.
Wszyscy ucichli i z ciekawości spojrzeli na chłopaka.
  -Było ciężko, ale przeżyliśmy. Wszystkie przygody, trudności, wspólne zadanie nas w pewien sposób zżyły ze sobą. Jest mi przykro z powodu Hectora i Olivii i chciałbym złożyć szczere kondolencje ich rodzinom, których nie ma tutaj z nami. W czasie tych miesięcy zrobiliśmy dla siebie dobre rzeczy, ale i też złe, jednak było minęło i nie wracajmy do tych chwil, gdyż one są już nie ważne. Od dzisiaj zaczynamy nowe życie. Tak, więc korzystając z okazji, że jesteśmy tutaj razem... - urwał i sięgnął do kieszeni swojej marynarki, po czym klęknął przede mną. - Abigail Martin, pomimo, że nie znamy się długo, bo zaledwie trzy miesiące, jestem pewien, że to wydarzenie nas połączyło ze sobą i nauczyło zmagać się z największymi problemami. I dzięki temu uświadomiłem sobie, że znalazłem odpowiednią osobę na całe życie. I z szczerością mogę wyznać, ze kocham cię i pragnę spędzić z Tobą życie. Abi czy zechcesz wyjść za mnie?
   -Matko jakiego romantyka masz. - usłyszałam krzyk Sherii.
   -Tak Zaynie Maliku z ogromną chęcią za ciebie wyjdę. - powiedziałam próbując powstrzymać się od płaczu ze szczęścia.
Chłopak nałożył mi pierścionek na palec, po czym wstał i mocno mnie uściskał. W następnej chwili byłam już w objęciach mojej mamy, a później taty, którzy gratulowali mi zaręczyn. Byłam na prawdę szczęśliwa, a najbardziej, gdy patrzałam na uśmiech mojego narzeczonego.
   -No to ten, teraz może ja coś przekaże, ale nie liczcie na nic szczęśliwego. - odezwała się Sherii.
Spojrzałam na przyjaciółkę wymownie, byłam pewna, że wspomniała już rodzicom o tym, że spodziewa się dziecka.
   -Niall jaki zdenerwowany. - zauważył Zayn.
Rzeczywiście chłopak pobladł i był nieswój. Widać było, że ma ochotę zapaść się pod ziemię. Podszedł pomału to Sherii, trzymając ręce z tyłu pleców i wpatrując się w ziemię stanął przy dziewczynie.
   -Mamo tylko nie denerwuj się. I niech pani Horan może też lepiej usiądzie. - zwróciła się do swojej przyszłej  teściowej. - emm, spodziewamy się dziecka razem z Niallem.
Nastała niezręczna cisza. Widać było, że obydwoje marzą by ulotnić się z tego miejsca.
   -Co jak to się stało? - spytała zaskoczona pani Owens, mama Sherii.
   -Tak jakoś... po prostu nie patrzeliśmy na bezpieczeństwo. - wyznała szczerze.
I Niall i Sherii bali spojrzeć się w oczy pani i pana Horan. Jednak wszyscy ze strachu wzdrygnęli się, gdy mama Nialla w końcu przerwała ciszę wybuchając szczęśliwym piskiem.
   -Aaaa będę babcią! - krzyknęła, a wszyscy spojrzeli na nią ogromnymi oczami. - tak bardzo o tym marzyłam! Gratuluje wam kochani i Sherii witaj w rodzinie!
Następnie kobieta wstała i mocno przytuliła  syna i przyszłą synową. Mama Sherii oniemiała, ale szybko do niej dotarło, że w prawdzie także bardzo się cieszy z tego faktu i wytuliła Sherii i Nialla.
Patrzeliśmy z uśmiechem na tę sytuacje, wszyscy byli na prawdę prze szczęśliwi. Spojrzałam na moją mamę, która perfidnie wpatrywała się w mój brzuch.
   -Może tam też się coś chowa? - zapytała głośno, gdy zauważyła, że na nią patrzę.
   -Zazdrosna jesteś? Zachowuj się mamo! - krzyknęłam, a wszyscy zaczęli się śmiać, zaś Zayn najbardziej. - nic tam nie mam, prócz organów.
   -Już nie mogę się doczekać zobaczyć mojego wnuka. - odezwała się pani Horan.
   -Ale nie znamy jeszcze płci dziecka. - powiedział Niall.
   -Ja wam mówię, to będzie chłopczyk. - oznajmiła przekonana swego teściowa Sherii.


Jak podobał się ten rozdział? :) Już tylko jeden rozdział dzieli nas od epilogu :/ Kiedy chcecie bym go dodała? Zostanie dodany na Wasze życzenie ;)

piątek, 28 listopada 2014

Rozdział 22 - "Jesteśmy uratowani!"

Oczami Louisa
Jaskinia, którą znaleźli Zayn z Abi była na prawdę oszałamiająca. Nie wspomnieli o jeziorze, które mieściło się w środku. Jako pierwszy wskoczyłem do przyjemnie chłodniejszej wody. Było cudownie w końcu się ochłodzić. Żałowałem, że wcześniej
tego miejsca nie znaleźliśmy. Praktycznie mieliśmy je koło nosa. Na myśl przyszła mi od razu pomysł, by następnym razem przyjść tutaj z Abi. Ta woda nie jest słona, więc na pewno z chęcią weszłaby do tej wody.
   Dziewczyna na prawdę mi się podobała, była prześliczna, nawet jak się denerwowała. W głębi ducha cieszyłem się, że siedzimy na tej wyspie, gdyż dziewczyna mi nigdy nie ucieknie. Miałem nadzieje, że Zayn z Abi w końcu pokłócą się, a ja ją zyskam. Choć coraz bardziej martwiło mnie to, że Zayn nie miał powodów, by się z nią kłócić, chociaż z natury jest konfliktowy. W każdym razie i tak nie traciłem nadziei. Trochę mnie bolało, że tak szybko przestałem o nią zabiegać.  Szczerze po tym jak mnie odrzuciła przy stoliku w restauracji, odpuściłem ją sobie. I zająłem innymi dziewczynami, które chciały zostać poderwane przeze mnie.
   Czasem w nocy nachodziły mnie myśli o tym, by ją porwać jak Hector. Ten koleś to sobie dobry sposób wymyślił, lubiłem go i to z nim ukryliśmy telefon Olivii. To był jego plan na dłuższe pozostanie na wyspie. Jednak po tym jak dowiedziałem się, że zabił własną dziewczynę, by mieć Abi i dodatkowo tak ja skrzywdził to znienawidziłem go całym sercem. To było chore.
   Spojrzałem na Sherii, która siedziała przy brzegu ze skulonymi nogami. Była przerażona tym faktem, że najprawdopodobniej będzie miała dziecko i wiem że bardzo ją martwiło to, że nie wie z którym z nas. Ja sam nie wiedziałem co o tym wszystkim myśleć, w głębi duszy nie chciałem być ojcem i nie marzyłem, by moje dziecko przyszło na świat w takim miejscu.
   -Może jednak nie? - zapytał Niall, próbując ją pocieszyć.
   -Mówisz to już piąty raz! Jeśli nie chcesz możesz nigdy się do niego nie przyznawać Niall! Spójrz na mnie! - krzyknęła i wstała, obracając się do nas profilem. - widzisz? Czy wygląda ci to na co innego?
Wskazała na swój goły brzuch, który szczerze nie wyglądał inaczej od zwykłego.
   -Właściwie mi na nic to nie wygląda, ale to moje zdanie. - odparł Harry.
   -Pół roku przed wakacjami zaczęłam chodzić na fitness i wiem jak wyglądał mój brzuch, gdy wyjeżdżałam na wakacje i nie był taki jakbym nażarła się trzech obiadów.
   -Może masz gazy? - zadrwiłem. - właściwie jesteś pewna, że nie przesadzasz?
Jęknęła i poszła w stronę wyjścia z jaskini, zaś Niall pobiegł za nią.
   -Mi się wydaje, że tak ledwo widoczny brzuch ma się w drugim miesiącu, a ona twierdzi, że dopiero co ją zapłodniliśmy. - powiedział Harry, robiąc dziwną minę.
   -Nie wiem, nie znam się na ciąży. Mam nadzieje, że to nie moja zasługa, bo takiej żony chcieć nie chcę. Wolałbym Abi.
   -Kurwa Louis, odpuść już! Wiesz, że nie będziesz jej miał, Zayn już o to zadba. Jest wpatrzony w nią jak w obrazek. Kocha ją od pierwszego spojrzenia na nią. Daj już im spokój.
Spojrzałem krzywo na przyjaciela i burknąłem pod nosem.
   -Właściwie co cie pokusił, by schować ten pieprzony telefon? Już byśmy dawno byli w domu! - dodał.
   -To nie ja! To Hector.
   -Jak Hector? On nie żyje...
   -Ale kiedy żył, kazał schować go bezpiecznie, bo chciał być z Abi.
   -Czyli wiedziałeś, że zamierza ją uprowadzić?! - krzyknął Harry,
   -Nie. Przysięgam, że nic o tym nie wiedziałem, powiedział mi tylko, że ma jakieś plany co do jej zdobycia i że na tysiąc procent będzie jego i to wszystko.
   -Mam nadzieje, bo jakby było inaczej i Zayn by się o tym dowiedział... miałbyś przejebane, z resztą nie tylko od niego Lou. Z mojej strony też dostałbyś w zęby.
Po chwili ciszy, która nastała po jego ostatnich słowach usłyszeliśmy krzyki.
   -Co się dzieje? - spytałem, wychodząc z wody i ruszając w stronę wyjścia z jaskini.
Gdy obydwoje doszliśmy do szczeliny prowadzącej na zewnątrz ujrzeliśmy w oddali na niebie helikopter. Nasze nogi same ruszyły biegiem w stronę obozu. Nie daleko przed nami zauważyliśmy resztę, która skakała, biegała i machała rękoma. Wyglądali, jak gdyby zostali zarażeni nagle jakimś wirusem i postradali zmysły.
   -Jesteśmy uratowani! - krzyknął Hazza cały czas mnie wyprzedzając.
Helikopter pomału zbliżał się do nas i było widać, że zniża swój lot. Ucieszyłem się ogromnie, choć akcja ratunkowa nie było w moich planach. Zatrzymaliśmy się przy obozie i patrzeliśmy na rozwój zdarzeń. Podmuch wiatru spowodowany obracaniem się śmigieł, był coraz bardziej wyczuwalny. Staliśmy wszystko koło siebie i chroniliśmy oczy przed latającym wszędzie piachem z plaży. Maszyna w końcu wylądowała, a z niej wybiegło dwóch pilotów.
   -Jesteście ranni? - zapytał jeden.
   -Jesteśmy! - krzyknąłem i wskazałem na ramie Abi.
   -Dziękuję. - odpowiedziała dziewczyna i delikatnie uśmiechnęła się do mnie.
   -Znaleźliśmy ich, przyślijcie helikopter ratunkowy, mamy mocno ranną. - powiedział drugi pilot przez swoje radio pokładowe.
W następnych minutach przyleciał inny helikopter, a z niego wyleciał tłum lekarzy i od razu zabrali się za Abi.
   -Zayn! - zawołała dziewczyna, gdy wsiadała do maszyny i kazali się jej położyć.
   -Mogę lecieć z nią? - zapytał jednego z lekarzy.
   -Wy wszyscy będziecie zabrani do szpitala, ale helikopter ratunkowy leci szybciej. - odparł mężczyzna.
   -Ale to moja dziewczyna! - krzyknął, a medyk kazał mu szybko wsiąść do maszyny.
Naszą czwórkę, zapakowano, zaś do normalnego helikoptera. Wsiedliśmy i od razu dostaliśmy po butelkach świeżej, czystej wody. Z pierwszej chwili miałem odrzut wymiotny, woda smakowała zupełnie inaczej, niż deszczówka, bądź woda ze zbiornika wodnego znalezionego przez nas w dżungli. Po chwili dano nam po kanapkach z masłem.
   -Nie wolno wam jeść na razie nic normalnego. - powiedział jeden z pilotów. - na razie jesteście na diecie, w innym razie mogą wam pęknąć żołądki.
Helikopter z Abi i Zaynem już dawno zniknął nam z pola widzenia. My dopiero co wzbijaliśmy się w powietrze. Wyspa na której spędziliśmy prawie trzy miesiąca była wielka. Dopiero teraz mogliśmy sobie uświadomić jak wiele rzeczy jeszcze przed nami kryła.
   -Nigdy nie leciałam helikopterem. - odparła Sherii i wtuliła się w Nialla.
Chłopak o dziwo przyjął ją z otwartymi rękoma i mocno objął.
   -Ja też nie, nie martw się. - odparł Niall.
   -A my codziennie latamy, po 50 razy. Codziennie was szukaliśmy. Już traciliśmy nadzieje, akcje poszukiwawcze miały się lada dzień kończyć. Mieliście szczęście, lecz to wszystko dzięki temu telefonowi. - powiedział pilot z uśmiechem.
   -Jaki telefon? - spytał Harry.
   -Jakąś godzinę temu dzwoniła do nas ta dziewczyna, którą zabrało pogotowie i dzięki temu udało nam się was zlokalizować.
   -I dzięki sms. - dodał drugi pilot. - na prawdę macie szczęście dzieciaki.
   -Abi się dodzwoniła! - krzyknęła Sherii, a łzy napłynęły jej do oczu.
Harry i Niall spojrzeli na mnie ze złością. Nic nie mówili, ale byłem pewny co bym usłyszał. Nawet ja poczułem się strasznie głupio. Ten telefon nas uratował i gdyby nie Abi zostalibyśmy na wyspie na zawsze i to przeze mnie. Przez mój egoizm.
   -Można otworzyć drzwi? - spytałem. - mam ochotę się zabić.
   -Nie! - krzyknęli chórem Niall, Sherii i Harry.
   -Można mówić, że przez ciebie o mało nie straciliśmy szansy na ratunek, ale nie zupełnie stary. - powiedział Harry i poklepał mnie po plecach.
   -Tak właściwie to przez waszą dwójkę w ogóle znaleźliśmy się w tym gównie. - powiedziała Sherii i spojrzała na mnie i Hazze.
   -Oj prawda. - przytaknął Niall.
Po niespełna 30 minutach lądowaliśmy już na dachu ogromnego szpitala. Śmigła maszyny przestały się kręcić, a my wysiedliśmy i trafiliśmy w ręce personelu medycznego.
Rozdzielili nas, poszedłem za lekarzem, który był mi przydzielony. Zaprosił mnie do swojego pokoju.
   -No i jak tam? Trzymamy się? - spytał siadając za swoim biurkiem.
   -Jakoś tak. - odparłem.
   -Nic nie boli? Nic cie nie pogryzło? Niczego podejrzanego nie zjadłeś? - zaczął zadawać pytania, po czym wstał i zaczął od przebadania mojego gardła i węzłów chłonnych.
   -Lekkie odwodnienie, zadziwiające aż na ponad dwa miesiące na bezludnej wyspie. Co wy piliście? Mam nadzieje, że nie wodę z morza.
   -Czasem deszczówkę, ale częściej wodę z takiego zbiornika znalezionego w dżungli.
   -Wychudzony. - mówił do siebie i notował w swoich papierach. - teraz pójdziesz się wykąpać pielęgniarka da ci ręcznik i mydło, a następnie wstąpisz pokój obok i całego cie prześwietlimy ok?
Poszedłem tak jak mi kazano najpierw wziąć prysznic, po czym ruszyłem do sali na przeciwko pokoju do którego zawitałem pierwszym razem. Z sali do której zmierzałem, akurat wychodził Harry.
   -Cześć stary, jak tam? - spytał.
   -Jak na razie dobrze. - odparłem i wszedłem do środka.
   -Cześć. To najpierw zrobimy USG. Połóż się proszę tutaj. - poinstruowała pielęgniarka.
Ściągnąłem koszulkę i położyłem się wygodnie. Pielęgniarka nałożyła na mój brzuch zimny żel po czym zaczęła jeździć po nim dziwną aparaturą.
   -Wszystko na swoim miejscu, nic nie widać o co można by było zacząć się martwić. Super. - odpowiedziała z uśmiechem i pozwoliła mi się wytrzeć. - w sali obok zbadają ci krew.
Po szeregu wszystkich badań w końcu byłem wolny i usiadłem w poczekalni. Po chwili podszedł do mnie Zayn. Był cały spocony, zdenerwowany.
   -Co jest? - zapytałem.
   -Czekam, lada moment skończy się operacja Abi. - powiedział, a łzy pociekły mu po policzkach.
Zupełnie o niej zapomniałem. Przez całe to zamieszanie, zapomniałem o Abi i jej chorym ramieniu, które o mało co nie zostało amputowane przez ostre kamienie w morzu. Ręce zaczęły mi drzeć i myślałem co z nią będzie.
   -Będzie dobrze. - pocieszyłem i objąłem go przyjacielsko. - wiesz coś już? Czy rękę można uratować?
   -Nie nic, ale... gdy lecieliśmy do szpitala lekarze czarno patrzeli na przyszłość jej ręki. Jednak... nie mówili tego przy Abi, gdy wysiadaliśmy, a Abi zadała to pytanie czy będzie trzeba ją amputować, lekarze ją pocieszali, a mnie poklepali po ramieniu, dając jasno do zrozumienia, że będzie trzeba. - mówił, a z jego oczy wypływało coraz więcej łez.


Jak myślicie co będzie z Abi? Przeżyje? Nie przeżyje?
Rozdział napisany oczami Louisa z dedykacja dla Anonimka 
~Vove_Diana :)
Zachęcam do poczytania! :) ------> 
http://wpotrzasku-grilloo.blogspot.com/

wtorek, 25 listopada 2014

Rozdział 21 - Mama?

** <---- pamiętasz? ;) Nie? Spójrz na prawą stronę bloga.

  Byliśmy w przyjemnie chłodnej jaskini znalezionej między skałami, powietrze było w niej rześkie i świeże. W końcu dało się wziąć oddech pełną piersią. Woda przyjemnie otulała nas od brzucha w dół. Zayn mocno objął mnie rękoma i przyciągnął do siebie. Jeszcze przez pewien czas próbowałam się mu wyrwać, jednak kogo chciałam oszukać? Pasowało mi to, tak więc w końcu poddałam się i zaczęłam odwzajemniać pocałunki. Nasze buziaki już po chwili zrodziły w sobie namiętność i pożądanie. Zayn był pociągający, a ja nie potrafiłam tego ukryć, nawet przed sobą. Uwielbiałam, gdy był tak blisko mnie. Podobało mi się jak całował mnie po ciele. Wywoływało to u mnie podwyższenie temperatury całego ciała.
  Chłopak po chwili pomógł usiąść mi na brzegu jeziorka i zaczął składać pocałunki na moim mokrym brzuchu. Oparłam się rękoma o piasek, jednak nie potrafiłam się utrzymać na jednej zdrowej ręce, więc położyłam się. Zaś Zayn wynurzył się i nachylając się nade mną kontynuował całowanie. Po chwili poczułam jak jego usta całują coraz wyżej, aż w szybkim tempie doszedł do mojego mostka, a stamtąd do szyi. Jęknęłam, gdy brutalnie zassał skórę pozostawiając zapewne czerwony ślad. Dłonią zaczęłam masować jego rozgrzane plecy i ramiona. Przyciągnęłam jego twarz do mojej, by móc ucałować go w usta. Były takie ciepłe i mięciutkie, nie można było ich porównać do moich, które były szorstkie i nie miłe, zapewne przez brak witamin.
   Po chwili ponownie zanurzyliśmy się w wodzie, z tą różnicą, że w tym momencie, można było powiedzieć, że nic nas od siebie nie dzieliło. A bardziej było coś co łączyło. Wpiłam się w jego usta, a jego dłoń chwyciła mój pośladek i mocno przycisnęła do siebie.
   -Zayn. - jęknęłam, a chłopak uśmiechnął się.
Odgarnął moje włosy i zaczął całować moja szyję. Jedną ręką pomału i rutynowo dociskał moje biodra do swoich, zaś drugą głaskał po ramieniu, twarzy i plecach.
   -Dobrze wszystko? - spytał, przytrzymując moją twarz bym na niego spojrzała.
Pokiwałam głową, nie odpowiadając, a lekki uśmiech pojawił się na moich ustach.
   -Kocham cie Abi. -wyznał.
   -Ja ciebie również Zayn. - odpowiedziałam i mocniej popchnęłam swoje biodra w jego stronę, na co chłopak zacisnął oczy i jęknął.
W tym samym momencie mocno docisnął całe moje ciało do swojego. Moje ręce opatuliły jego ciało, paznokcie zdrowej ręki wbiły w jego plecy, a moja głowa wkrótce opadała na jego ramię. Próbowałam się podnieść, lecz na marne. Byłam miło zmęczona. Tym razem to ja wpiłam się ustami w skórę na jego szyi, do której miałam dostęp. Zostawiłam trzy czerwone ślady i byłam z nich bardzo dumna. Po chwili i Zayn opadł bez sił. Wyszliśmy na brzeg i w objęciach leżeliśmy na piasku.
   -Jesteś golusia. - zadrwił.
   -Ej nie patrz! - odparłam i zakryłam się jego spodniami. - ty też jesteś.
   -Mi to nie przeszkadza.
Zaśmiałam się i sięgnęłam po telefon komórkowy znaleziony w naszym obozie. Ponownie kliknęłam na przypadkowy klawisz, a telefon zaświecił się. Wybrałam numer do mamy, jednak nie połączyło się.
   -Tutaj nie będzie zasięgu, musisz spróbować jak wyjdziemy z jaskini Skarbie. - doradził Zayn.
Ubraliśmy się i postanowiliśmy wrócić do reszty, by ich powiadomić o znalezionym przez nas miejscu. Po drodze ponownie spróbowałam dwa razy zadzwonić, jednak na marne.
   W obozie atmosfera była napięta, jak nigdy dotąd. Nikt się do siebie nie odzywał. Sherii siedziała załamana przy szałasie. Harry rysował coś na piasku. Louis łowił ryby, zaś Niall kąpał się w morzu.
   -Znaleźliśmy jaskinie. - rzucił krótko Zayn.
   -Co?! - jako pierwszy zareagował Harry. - jaką jaskinię? Gdzie?
   -Tam w oddali, w tych widocznych skałach. Tam jest czysta i mniej słona woda.
   -Louis, Niall słyszeliście? - krzyknął Harry. - znaleźli jaskinię.
   -Idźcie, ale musicie wejść do środka, jakby co. - poinstruował Zayn.
Chłopacy razem z Sherii ruszyli w stronę rozchodzących się niedaleko skał. My zaś rozpaliliśmy ognisko i zaczęliśmy smażyć złowione i wypatroszone już ryby. Nie poddając się co chwila ponownie wybierałam numer do rodziny z nadzieją, że za którymś razem się połączy.
   -Może napisz smsa? - zaproponował Zayn. - jeśli będzie zasięg, wiadomość się wyśle.
   -Dobry pomysł. - odpowiedziałam i zaczęłam na głos mówić co pisze. - hej, to ja Abi, nadal żyjemy. Pomóżcie nam jesteśmy na wyspie.
Wysłałam go, jednak tak jak myślałam przy wiadomości wyświetliło się: "oczekiwanie na wysłanie." Ostatni raz wybrałam numer do mamy. Moje zdziwienie nie znało granic, gdy usłyszałam w końcu upragniony sygnał połączenia.
   -Zayn! To dzwoni! Zayn! - zawołałam.
   -Halo? - odezwał się ktoś po drugiej stronie. - halo kto mówi?
   -Mamo? To ja Abi! - krzyknęłam i usłyszałam parę piknięć, po czym telefon wyłączył się.

Tak wiem, że rozdział króciutki. Następny rozdział będzie pisany oczami Louisa, co Wy na to? :) Lekka odmiana :) Buziaki! :*

poniedziałek, 24 listopada 2014

Rozdział 20 - Telefon


  -Gdzie Sherii? - zapytałam Louisa, który moczył stopy we wodzie.
  -Nie wiem. Godzinę temu Niall jej szukał i poszli gdzieś razem. W stronę wychodka, jeśli chcesz wiedzieć.
   -Nie ważne, zostawię ich samych.
   -Sherii od rana źle się czuła i coś słyszałem jak gada o dziecku. - dodał.
   -O matko... co za idiotka.
   -Mogę wiedzieć o co chodzi? - dopytał.
 - Sherii była przerażona, a Niall bardzo nerwowy.
   -Ona sobie wmawia, że jest w ciąży.
   -O kurwa! - przeklął Lousi i chwycił się za głowę.
Już po chwili doszło do mnie czemu właśnie w taki sposób zareagował. Chłopak pobiegł w stronę siedzącego nieopodal Harrego, a ja zaczęłam żałować, że mówię zanim pomyślę. Patrzałam jak Lou dobiega do Hazzy i z gestykulując nerwowo, zapewne mówi mu co się dowiedział ode mnie. Sherii mnie dobije - pomyślałam. Trudno mówić w moim przypadku o zabiciu, w końcu moja ręka zaczyna sinieć z dnia na dzień coraz bardziej. Właściwie to zdaje sobie sprawę, że już jestem nie żywa.
   -Co jest chłopakom? - spytał Zayn, jedząc pięknie pachnącą pomarańcze. - coś się stało Skarbie?
   -Ta, już nie żyje. - odparłam.
   -Jak to?! Coś nie tak? Co z twoją ręką? - dopytywał i zaczął oglądać moje ramię. - a tak właściwie gdzie Niall i Sherii?
   -To właśnie Sherii mnie dobije Zayn. Wygadałam chłopakom, że Sherii sądzi, że jest w ciąży. A jak wiesz kręciły ich zabawy erotyczne. Pewnie teraz każdy z nich będzie się obawiał, że zostanie ojcem.
Spojrzałam na Zayna, chłopak stał jak wryty w ziemię z mocno otwartymi oczami.
   -Nie dobrze. - spuentował i dokończył swój owoc, po czym przytulił mnie do siebie. - wykąpiemy się?
   -Chcesz bym zwołała wszystkie rekiny moją ręką?
   -A nie chciałabyś mi pokazać tego wodospadu...
   -Przy którym byłam więziona? - przerwałam. - nie, dzięki!
   -To może pójdziemy się przejść plażą?
   -Słońce strasznie pali.
   -Nie przesadzasz? Za 30 min masz być gotowa i idziemy, a tym czasem pójdę zobaczyć jak chłopacy sie trzymają.
Zayn odszedł, a ja poszłam po moje spodenki, które leżały w jednym z szałasów. Sięgnęłam po spodnie, i zauważyłam, że zakryta nimi była jakaś mała, czarna torebeczka. Nie przypominałam sobie, by ktokolwiek z nas miał coś takiego. Otwarłam ją, chwyciłam za spod i potrząsając pozbyłam się zawartości. Z torebki wyleciała między innymi karta do drzwi kajuty, maskara, szminka i telefon komórkowy, który włączył się wraz z zetknięciem się z ziemią. Byłam zdziwiona, nasze komórki już dawno przestały działać z przyczyn katastrofy, bądź po prostu rozładowały się. Schyliłam się po niego i dotknęłam przypadkowego klawisza. Telefon zadziałał. Pokazywał godzinę 15:40 i datę 12 września. Jak dobrze pamiętam w lipcu mieliśmy mieć super wakacje, które skończyły się tragedią, jaką teraz musimy znosić. Bez dłuższego zastanowienia wybrałam numer do mamy. Przyłożyłam telefon do ucha i czekałam z nadzieją na pierwszy sygnał. Jednak na marne. Rozłączyłam się i w tym samym momencie usłyszałam płacz Sherii. Wychyliłam się zza bambusowo-liściastej ścianki szałasu. Niall i Sherii wrócili ze swojej prywatnej rozmowy. Chłopak szedł zdenerwowany jak nigdy dotychczas, a przyjaciółka ryczała i przeklinała pod nosem.
   -Słyszeliśmy co się stało Sherii. - zwrócił się do niej Louis. - to prawda z tą ciążą?
   -Skąd to wiecie? - zapytała zadziwiona, a ja głośno wydmuchnęłam powietrze z ust.
   -Nie ważne. - odparł Harry, ale każdy wie, że nie kto inny, niż ja mogłam coś takiego wygadać, więc nie było już sensu tego ukrywać.
Sherii jęknęła ze złości. Stwierdziłam, że to będzie najodpowiedniejszy moment, by wyjść do nich.
   -Może mi ktoś wytłumaczyć co to jest? - spytałam, przybierając na prawdę poważny wyraz twarzy. - kogo była na torebka perfidnie schowana pod moimi spodniami?
   -Olivii. - odpowiedział krótko Niall.
   -Czy wy zdajecie sobie sprawę, że był w niej działający telefon? Bo jak już zdążyłam zauważyć, ktoś z was doskonale sobie zdawał z tego sprawę i po prostu ukrył to przed resztą!? Chce wiedzieć natychmiast kto to był?
Spojrzałam na Zayna.
   -Nie kochanie, przyrzekam, że to nie ja! - odparł.
Następnie mój wzrok zjechał na Sherii.
   -Kto jak kto, ale znasz mnie jak nikogo innego i wiesz, że zrobiłabym wszystko, by się stąd wyrwać!
   -To byłem ja jasne! - krzyknął Louis. - zrobiłem to już dawno, podobałaś mi się i wiedziałem, że to byłaby forma ratunku dla nas i w końcu rozstałbym sie z Abi. No cholera podobasz mi się!
W tej samej chwili Louis wylądował na ziemi w wyniku zderzenia się pięści Zayna z jego szczęką. Krople krwi wylądowały na złocistym piasku. Zaczął się nie lada harmider. Zabolał mnie widok Zayna, który uderzył swojego przyjaciela i to z tak wielką siłą. Odwróciłam się i pobiegłam przed siebie. Nie zważając na okropny ból rozlewający się po całej mojej ręce. Po chwili usłyszałam za sobą krzyki i wołanie mojego imienia. Odwróciłam się za siebie i spostrzegłam, że całe to zamieszanie zostawiłam już daleko w tyle, więc szybkim krokiem pozwoliłam sobie na chwile odetchnienia od biegu. Usłyszałam ponownie moje imię wykrzyknięte przez Zayna. Zauważyłam takze, że chłopak zaczął biec w moją stronę. Tak więc ponownie ruszyłam pędem przed siebie. Biegłam ile sił w nogach i zaczęłam kierować się w stronę rozchodzących się niedaleko skał. Kiedy w końcu do nich dobiegłam szukałam miejsca gdzie mogłabym się wślizgnąć pomiędzy nie. Znalazłam przejście za jedną z nich i dopiero po chwili spostrzegłam, że jestem w jakiejś jaskini. Była duża, zacieniona, a piasek w niej był przyjemnie chłodny i miło ziębił w stopy. Wewnątrz dało się usłyszeć szumienie fal obijających się o skały. Poszłam w głąb niej i chwile później ujrzałam przepiękne jezioro. Woda w nim była przejrzyście niebieska o wiele piękniejsza, niż morze. Odłożyłam telefon, który cały czas trzymałam ściśnięty w dłoń i zamoczyłam rękę w czystej wodzie.
   -Chciałaś mi uciec tak? - usłyszałam głos odbijający się echem po całej jaskini i ze strachu wpadłam do wody. Chora ręka dziwnie zdrętwiała i poczułam, że nie potrafię wynurzyć się na powierzchnię. Zaczęłam się krztusić wodą i w ostatniej chwili ktoś pomógł mi wypłynąć na powierzchnię.
   -Głębokie to jezioro, nie wygląda na takie. - powiedział Zayn i objął mnie w pasie. - przepraszam, nie spodziewałem się, że tak zareagujesz Skarbie.
   -Czemu to zrobiłeś! - krzyknęłam, nadal głośno kaszląc.
   -Mówię, że przepraszam, nie wiedziałem...
   -Ale nie o to chodzi! Mówię o Louisie! Czemu go uderzyłeś!
   -Bo chciał mi ciebie odebrać! Skurwysyn...
   -Wyrażaj się Zayn. - przerwałam mu.
   -Sorry, imbecyl nie pomyślał, że ty możesz umrzeć przez ten wypadek z Hectorem! Nie chcę cię stracić, nie wiedziałem nic o tym telefonie, gdybym tylko wiedział, wszedłbym na najwyższą palmę, górę cokolwiek by sie połączyć i cie uratować Abi!
   -Ale nie musiałeś go od razu uderzać Zayn! Puść mnie i nie dotykaj!
   -Nie wyrywaj się Skarbie. - powiedział mocno trzymając mi ręcę. Usadowił się na jakimś kamieniu zatopionym we wodzie przez co nie topił siebie, ani mnie i rękoma nakazał mi usiąść na jego kolana, a nogami objąć jego talię.
   -Nie chcę byś mnie dotykał Zayn!
Po chwili mocno pocałował mnie przyciągając moje ciało bardzo blisko jego gołego torsu.


Rozdział nie wyszedł jakbym tego chciała... :/ Jutro postaram się wstawić następny i postaram się również by był lepszy od tego :) Buziaki! 

piątek, 31 października 2014

Rozdział 19 - Liam

Oczami Liama
Był wieczór, dochodziła 21 godzina. Siedziałem samotnie w pokoju hotelowym w San Juan. Odkąd stała się ta tragedia minęło już wiele tygodni. Po wypadku, gdy tylko dopłynęliśmy do portu, od razu umiejscowili mnie w tym hotelu. Myśleli, że im pomogę w tej sprawie, ale co ja więcej wiedziałem jak tylko to, że wypadli za burtę w tę okropną noc. Przez te tygodnie nie mogłem odżałować, że ich wtedy zostawiłem. Co noc w śnie ukazuje mi się ten widok zalanego wodą pokładu oraz kiedy tylko o tym pomyśle, nadal czuję na twarzy silny wiatr i deszcz, wręcz uderzający w twoje ciało. Bałem się wtedy, dlatego wszedłem do środka, ale teraz wiem, że było to egoistyczne z mojej strony, zostawiać ich tam samych. Właściwie co ja sobie myślałem... jak może nic się nie stać w taki sztorm. Po następnych 10 minutach postanowiłem wrócić i zobaczyć co się z nimi dzieje, że tak długo nie wracają. Gdy wracałem tamtą drogą, zatrzymali mnie ochroniarze i musiałem im wytłumaczyć czemu idę w tę stronę. Wszystko im wyjaśniłem, choć wiedziałem, że trzeba będzie srogo za to zapłacić. Dla bezpieczeństwa poszli ze mną, gdy otwarliśmy stalowe drzwi, naszym oczom ukazała się pustka. Pusty pokład, nadal zalany wodą, ale całkowicie pusty. Ochroniarze od razu zaczęli interweniować, już po chwili przy drzwiach zebrało się z dziesięć osób z personelu. Paru z nich wyszło na pokład i pomimo deszczu zaczęli się rozglądać za burtą. W tym samym momencie zaświecili z góry ogromną lampę, którą skierowali na ogromne fale. Nic nie znaleźli, nawet pudeł, które również wypadły z pokładu. Stałem znieruchomiały i liczyłem się z najgorszym, ze straceniem moich bliskich przyjaciół. Ogłoszono alarm na statku i zaczęły się poszukiwania, czy aby na pewno nie ma ich gdzieś na statku. Jednak po całej nocy szukania nic nie znaleziono. Dowiedzieliśmy się tylko, że również jakaś para zginęła i także nie odnaleźli ich do dnia dzisiejszego.
  W końcu prom dopłynął do San Juan. Czekali tam na mnie moim rodzice oraz rodzice zaginionych. Przekazane im zostały wszystkie rzeczy topielców. Gdy tylko było pewne, że wypadli za burtę, powiadomili ich i wysłali specjalny samolot. Nie potrafiłem patrzeć w ich załzawione oczy. Bardzo cierpieli i cierpią nadal, a ich nadzieja z dnia na dzień ulatnia się. Później na prośbę rodziców zostały wysłane helikoptery, które miały przelecieć nad wyspami osadzonymi na trasie, którym płynie statek do San Juan. Latają tak dzień w dzień. Lecz przez te wszystkie tygodnie żadnej dobrej wiadomości nie usłyszeliśmy, jedynie złą, że ratownicy za pare dni rezygnują z ponownego przeprowadzenia akcji ratowniczej. Czyli prosto mówiąc wracamy do domu.
   Wyjrzałem przez okno na rozchodzące sie w dole morze. Nadal trudno w to uwierzyć, że ich ciała w nim pływały. Straszna świadomość.
   -Liam wszystko dobrze? - odezwała się moja mama, wchodząc do mojego pokoju.
   -Taa. - odsapnąłem i odwróciłem się w jej stronę.
   -Już niedługo wrócimy do domu i zaczniemy nowy rozdział w życiu. Cieszę się, że pomyślałeś wtedy i wróciłeś do środka. Nie wiem co bym zrobiła, gdybym ciebie straciła skarbie. - wyznała, mocno obejmując mnie. - chodź bo, ratownicy chcą z nami porozmawiać.
Nie odpowiadając ruszyłem tuż za nią. Szliśmy korytarzem prowadzącym do windy. Nią zjechaliśmy na parter hotelu, skąd z holu zabrali nas wszystkich do jakiejś dużej sali konferencyjnej.
   -Wiem, że jest państwu ciężko. - odezwał się jeden z ratowników nadzorujących całą akcją. - ale robimy co tylko możemy, by ich odnaleźć, lub, wybaczcie, że to powiem. Udowodnić, że niestety nie udało im się przeżyć.
W tym momencie parę osób zaczęło płakać.
   -Tak jak kolega powiedział. - zabrał głos drugi z ratowników. - robimy co w naszej mocy, ale rozumieją państwo, nie zawsze wychodzi po naszej myśli. No, ale kończąc ze złymi wiadomościami. Mamy do przekazania, że jeden z naszych ratunkowych helikopterów wypatrzył coś dziwnego na jednej, z niedaleko oddalonej od nas, wyspie.
   -To czemu nikt tam nie wylądował i od razu nie sprawdził!? - krzyknęła pani Martin, mama Abi.
   -Spokojnie, gdy tylko wzejdzie słońce, ponownie rozpoczniemy akcje ratunkową i wyślemy przede wszystkim w tamtą strony helikoptery. Sprawdzimy to na pewno. Niech się państwo nie martwią i trzymają kciuki. Gdy będziemy coś więcej wiedzieć od razu damy znać. To tyle co chcieliśmy przekazać. Dobrej nocy i do zobaczenia w jutrzejszym dniu.
Wszyscy rozeszli się w swoje strony, zaś ja pozostałem by pogadać z ratownikami.
   -Jest jakaś szansa? - zapytałem.
   -Zawsze jest szansa. Ważne by nie tracić nadziei.
   -Mnie pan nie musi wciskać kitów, ja pytam poważnie.
Facet spojrzał na mnie ze zdziwieniem, po chwili ciszy powiedział:
   -Na tych wyspach często przesiadują badacze. Wie pan próbują odkryć co nowsze fauny i flory, więc nie wykluczone, że trafiliśmy na jedną z takich baz badawczych. Ale nie traćmy nadziei, jutro wszystkiego się dowiemy.
   -Dziękuję, za choć trochę szczerą odpowiedź. - odparłem i odszedłem.
Byłem wściekły, że te spotkanie zostało w ogóle zorganizowane. Czy nie prościej by było powiedzieć im od razu, że nie ma szans, by ich odnaleźć. Zaś oni dodają otuchy i każą cierpliwie czekać. Na co? Nie oszukujmy się... na nic! Rodzice tych rodzin tak czy siak będą musieli pogodzić się ze śmiercią ich bliskich. Nic im życia nie przywróci.
   -Liam? Coś się stało? - spytał mój ojciec, który przyuważył mnie w holu głównym.
   -Uważam, że powinniśmy już pogrążyć się w żałobie. - odpowiedziałem ,nie zważając na to, że w holu byli również inni rodzice.
Odszedłem nic więcej nie mówiąc. Udałem się w stronę mojego pokoju. Jednak w drodze do niego postanowiłem wyjść na ogromny taras wychodzący na morze, by się przewietrzyć.
   -Harry gdzie jesteś? Louis gdzie się podziałeś? Niall gdzie zniknąłeś? Zayn gdzie cię wcięło? Wróćcie, czekamy na was. - powiedziałem kierując te słowa w stronę ciemnego morza, które w tej chwili zlewało się z równie ciemnym niebem.


OD AUTORKI: Na prośbę Anonima napisałam rozdział oczami Liama :) Uważam, że był to dobry pomysł, bo pokrótce dowiedzieliście się jak wypadek wygląda od innej strony ;) Jak myślicie, czy helikopter po nich wróci? Czy może okaże się, że także na innej wyspie znaleźli jakieś trop i biorą pod uwagę zupełnie inną wyspę jako miejsce przebywania naszych bohaterów? :) 

środa, 29 października 2014

Rozdział 18 - Ratunek?


Nazajutrz obudziłam się przy Zaynie, który jeszcze spał. Rozejrzałam się i spostrzegłam, że w nocy zasypialiśmy przy brzegu, zaś obudziliśmy się w zupełnie innym miejscu. Usiadłam i przeciągnęłam się, głośno ziewając. Słońce ponownie od samego poranka wręcz prażyło. Na niebie nie dało się zauważyć nawet najmniejszej chmurki. Nieopodal, w słońcu, leżał Harry z koszulką na głowie. Wstałam i ruszyłam w jego kierunku. Chłopak spał i chrapał. Chwyciłam go zdrową ręką pod pachą z zamiarem przesunięcia go do cienia, lecz tak jak przypuszczałam bez użycia drugiej ręki nic nie zdziałam. Szturchnęłam Harry'ego.
   -Nie śpij. - krzyknęłam, gdy się lekko poruszył.
Odepchnął mnie ręką i obrócił się na bok. Przykucnęłam przy nim i ponownie szturchnęłam. Chłopak jednak nie reagował. Po chwili podszedł do nas Louis z Niallem, trzymając w ręku skorupę kokosa z wodą. Odsunęłam się trochę i juz po sekundzie oszołomiony Harry stał na równych nogach. Trochę poprzeklinał na nas i w końcu się trochę uspokoił.
Harry nadal lekko podenerwowany przez niemiłą pobudkę poszedł w stronę morza. Zaś Louis i Niall poszli w jego ślady.
   -Widzicie tego ptaka? - zawołał Harry wskazując palcem na niebo. - czy to nie te ptaki co żywią się rybami? Bo jeśli tak to właśnie zeżarł nam obiad z naszego morza.
   -Ryba w tę czy we w tę, chyba nie zrobi nam różnicy. - odezwałam się, siadając na kamieniach przy brzegu.
   -Jak mi się nudzi. - powiedział Niall i wskoczył za Harrym do wody. - wciąż robimy to samo, śpimy, robimy, jemy, pieprzymy się i śpimy i tak na okrągło.
   -Powinieneś czuć się jak w raju Nialler. - powiedział Zayn, który przeciągając się szedł w naszą stronę. - nie wyspałem się.
 Niall zaśmiał się, zaś Zayn pocałował mnie w usta i delikatnie zajrzał jak się ma moja rana, dusząca się pod liściastym opatrunkiem.
   -Jest dobrze. - stwierdziłam, gdyż przyzwyczaiłam się już do bólu jaki sprawiała mi rana.
   -Nie jestem lekarzem, ale może dobrze by było, gdyby twoja rana odetchnęła świeżym powietrzem? - zapytał.
Sądziłam, tak jak i on, że z pewnością będzie lepiej gdy to miejsce zaczerpnie tlenu. Ściągnęłam, więc z pomocą Zayna mój opatrunek. Moje ramię nadal wyglądało na tyle okropnie, że chłopaki skrzywili się na jej widok. Sama nie czułam się dobrze z tak poszarpaną skórą, jednak miny Nialla, Louisa i reszty nie pomagały mi w niczym, a wręcz przeciwnie, peszyły mnie.
   -Może wybierzemy się w dżunglę dzisiaj? - zaproponował Harry.
   -Dobry pomysł. - odpowiedziałam.
   -Nie miałem na myśli ciebie Abi, dziwię się, że po tym co się stało ciągnie cię jeszcze do dziczy. Pójdziemy w czwórkę, a ty z Sherii zostaniecie.
   -Ja z Zaynem pójdziemy wzdłuż plaży. - stwierdził Niall. - a Louis i ty Harry wejdziecie wgłąb dżungli.
Chłopacy uzgodnili wszelkie szczegóły ich dzisiejszej wyprawy. Ich przechadzka w poszukiwaniu przydatnych rzeczy nie miała trwać więcej, niż do wieczora. Dzięki temu nie martwiłam się, byłam pewna, że wrócą przed nocą. A przede wszystkim byłam spokojna o to, że nie będą chodzić po ciemku. Uprowadzenie przez jakiegoś wiariata im już nie grozi, lecz kto wie co jeszcze czai się na tej wyspie. Z mordercą na bezludnej wyspie ja sobie poradziłam, co prawda zostałam skrzywdzona psychicznie i skały w morzu prawie odrąbały mi ramię, ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Choć tak właściwie nic dobrego nam to nie dało, jeśli nie liczyć pozbycia się Hectora.
Kiedy chłopacy wyruszyli, postanowiłam znaleźć Sherii, którą nie widziałam od początku dnia. Dziewczyna nie przyszła nawet, by życzyć szczęścia w wędrówce. Nie było wiele miejsc, w których mogła się schować. Zajrzałam, więc do każdego z szałasów, lecz tam jej nie było, poszłam do naszego wychodka, jednak tam również jej nie znalazłam. Sherii się rozpłynęła.
   -Sherii! - zaczęłam wołać przyjaciółkę. - gdzie jesteś?
   -Tutaj! - usłyszałam głos dochodzący zza szałasu.
   -Wszystko dobrze? - zapytałam, gdy ujrzałam przyjaciółkę skuloną w cieniu z opłakaną twarzą.
Dziewczyna nie odpowiedziała, a jedynie pokiwała przecząco głową, zaś z jej oczy wypłynęły następne stróżki łez.
   -Hej kochana, co się stało? - spytałam, przysiadając się do niej.
Sherii wtuliła się we mnie, szturchając mnie przy tym niechcący w chore ramie. Jednak próbowałam zignorować ból, by jej nie odepchnąć od siebie. Nie chciałam jej zrobić przykrości, tym bardziej, że w tym momencie potrzebowała czułości.
   -Spóźnia mi się okres. - oznajmiła i mocniej objęła mnie rękoma.
   -Ile czasu?
   -Jakieś trzy dni. I boję się, że mogę być w ciąży. Dobra, może nie tego się boję najbardziej. Z resztą sama wiesz co ja wyrabiałam... nie trzymałam się jednego chłopaka.
   -Nie panikuj trzy dni w tę czy we w tę nie oznaczają od razu całkowitego braku miesiączki. - zaczęłam ją pocieszać. - zobaczysz jutro ją już dostaniesz. Poza tym ja okresu nie mam od paru tygodni. Pewnie to wina złego żywienia i sytuacji w jakiej jestem. Zbyt dużo krwi ucieka mi inną stroną. - zaśmiałam się sztucznie, pokazując na moje ramię.
Jednak ten denny żart rozweselił trochę Sherii.
   -Strasznie się boję. Jeśli to będzie prawda, nie wyobrażam sobie wyjawić tego przed chłopakami. Poza tym ja, jako matka? I w dodatku okoliczności w jakich się znajdujemy. To będzie katastrofa.
   -Nie przesadzaj, zobaczysz, że nie jesteś w ciąży Sherii. Nie myśl o tym, bo tylko się nakręcasz. Rozpalimy już ognisko, bo wiesz, że zbytnio nam to nie idzie, a chłopaki będą pod wieczór.
   -Ci. - uciszyła mnie nagle przyjaciółka.
   -Coś źle powiedziałam?
   -Abi cicho! Słyszysz?
Zaczęłam się rozglądać i nasłuchiwać, lecz prócz zwykłych odgłosów fal i ptaków, nic dziwnego nie słyszałam. Jednak już po chwili zdołałam dosłyszeć, raczej niecodzienny dźwięk.
   -Co to? - zapytałam zdziwiona i trochę przestraszona.
   -Czy to nie? - odpowiedziała pytaniem Sherii, po czym wybiegła na środek plaży. - to helikopter!
Ruszyłam za nią, w oddali zauważyłyśmy zbliżający się punkt na niebie. A dźwięk stawał się coraz wyraźniejszy. Sherii zaczęła krzyczeć i machać rękoma, pomimo tego, że w tej chwili i tak nie byliśmy widoczni z góry.
   -Pomóżcie nam! - krzyczała ile sił w płucach, wciąż wymachując rękoma. - nie chcę tu umierać! Pomóżcie, tutaj jesteśmy!
Chciałam także pomóc, a z moją ręką było to niemożliwe, więc zaczęłam rysować wielkie litery "sos". Postanowiłam zrobić, to co pierwsze przyszło mi na głowy. Helikopter był coraz bliżej, więc spieszyłam się by skończyć napis, który miał przykuć na nas uwagę. Gdy maszyna była tuż nad nami, nie zważając na ranę, również zaczęłam machać rękoma i wołać o pomoc. Jednak, ku naszemu zdziwieniu helikopter odleciał, jak gdyby nas nie widział.
   -Kurwa! Widziałaś to?! - odezwała się Sherii. - to niemożliwe, kurwa, że nas nie widział, leciał nad naszymi głowami! Kurwa! Abi, czemu nic nie zrobiłaś?!
   -Przecież nabazgrałam wielki napis na piasku! To nie moja wina, że odleciał!
   -Mogłaś od razu razem ze mną machać! A nie zabierać się za gówniane pisanie.
   -Kurwa przepraszam, że mam ramię, które trzyma się tylko dzięki kościom, mogłaś głośniej krzyczeć, a nie masz do mnie pretensje dziewczyno! Albo mogłaś biec za nimi!
   -Oh! Wkurwiasz mnie, wiesz? Jesteś żałosna!
   -Ja jestem żałosna?! To ty nie wiesz z kim będziesz miała dziecko, bo ruchałaś się z każdym w obozie. I nie myśl sobie, że każdy z tych chłopaków jak się dowie to się ucieszy. Za pewne będą się modlili, by dziecko do nich nie należało!
   -No i chociaż korzystam z życia, a nie tak jak ty. Tylko marzysz o tym jedynym i w kółko jak chcę cię przekonać do wyszalenia się to pierdolisz "ten jedyny". I twój Zayn też mnie przerucha, bo nie myślisz chyba, że on chcę ciebie już na zawsze.
   -Wypierdalaj od Zayna, bo cie zabije! - zagroziłam jej, gdyż czułam się strasznie przez nią urażona.
   -To zrobisz to jak już Zayna penis zagości u mnie.
   -Ok, ale ręce Nialla przeszukiwać będą moje ciało, a nie twoje.
   -Słucham!? - wykrzyczała, a ja ucieszyłam się, ponieważ najwidoczniej trafiłam w jej najsłabszy punkt.
   -I będzie namiętnie całował, każdy skrawek mojego ciała. - dodałam. - i masował mnie oraz pieścił. Zaś ja wplotę dłonie w jego blond włosy i będę go zachęcała do większego zdradzania ciebie.
   -Nie zrobisz tego! Kurwa, nie waż się ruszyć mojego Nialla!
   -Twojego? Jesteś pusta Sherii, mówisz, że Zayn nie bierze mnie na poważnie, więc jeśli on mnie nie kocha, to raczej nie sądzisz, że Niall ciebie darzy takim uczuciem? Gdy jest zmuszony przeżywać jakieś trójkąciki i inne dziwne zabawy jakie robicie po nocach. Jakoś nie widać po nim, że lubi takie rzeczy.
   -Wiem lepiej co lubi, więc się odwal od niego!
   -A ty odwal od Zayna i mnie!
   -Hej dziewczyny! Spokojnie! - krzyknął Harry i stanął między nami. - co się stało?
   -Ta idiotka zamiast mi pomóc to kurwa rysowała jakiś sos na piasku. I przez nią helikopter odleciał.
   -O też widzieliście, przyszliśmy wcześniej, bo leciał w waszą stronę, mieliśmy nadzieję, że może gdzieś tu wylądował. - odezwał się Louis.
   -Abi dobrze zrobiła, lepiej od ciebie. - powiedział Niall z pretensją. - i nie wyruchasz Zayna, z resztą mnie też już nie. Abi ma rację, nie ciągną mnie takie rzeczy co ciebie.
Sherii zbladła, a łzy napłynęły jej do oczu. Jej mina wyrażała w tym momencie ból. Dostała ogromnego kosza od chłopaka, w którym, nie ukrywając, była na prawdę zakochana. Z pierwszej chwili nie wiedziała co ma ze sobą zrobić, jak ma się zachować, po czym pobiegła w stronę naszego wychodka. W tym samym momencie poczułam czyjeś ręce na swoich biodrach.
   -Cześć skarbie, jak spędziłaś te pare godzin beze mnie? - powiedział mi do ucha Zayn.
   -Tak sobie. - odparłam i odeszłam od niego.
Po tym co powiedziała Sherii dostałam wątpliwości co do Zayna. Nie byłam niczego pewna, a nie chciałam być jego dziewczyną na chwilę, tym bardziej, że dzięki przelatującemu helikopterowi wróciła nam nadzieja na uwolnienie się z bezludnej wyspy i powrócenie do normalnego życia.


OD AUTORKI: Przepraszam, że musieliście czekać tak długo na następny rozdział.
Ponieważ to opowiadanie małymi krokami dobiega końca, mam do Was pytanie, jeśli zacznę pisać następne to kto będzie chętny by je czytać ? I jak uważacie rozpoczynać w ogóle następne, czy dać sobie spokój ? :) 

niedziela, 12 października 2014

Rozdział 17 - Miłość jest gorąca

*** <---- pamiętasz? jeśli nie spójrz na prawą stronę. ;)
   Pomógł ściągnąć także mój t-shirt i moje spodenki. W końcu wziął mnie na ręce i pomału zaczął wchodzić do wody. Przez ostatnie tygodnie mój kontakt z wodą ograniczał się do szczególnego uważania na ranę. Co dwa dni zmuszałam się by zamoczenia całego ciała, by móc odkazić także moje ramię, lecz były to najgorsze momenty mojego życia. Wyłam z bólu i dopiero po godzinie od moczenia rany potrafiłam się uspokoić, ponieważ ból lekko zanikał.
  Było już ciemno, jak zwykle ciepło, z dala dało się słyszeć śmiechy Nialla i Sherii, oraz rozmowy Louisa z Harrym. Oplotłam nogami talię Zayna, a chorą rękę zawiesiłam na jego karku. Przywarłam do ust chłopaka, a on odwzajemnił pocałunek. Mocniej przycisnął mnie do siebie, cały czas wchodząc głębiej w morze. Gdy woda sięgała do naszych żeber Zayn zatrzymał się i zaczął mnie namiętnie całować. Czułam się z nim na prawdę dobrze, wręcz jak w niebo wzięta. Ból ręki w tych momentach zupełnie ustawał. Znikał. Chłopak nagle przeszedł z pocałunkami niżej, na moją szyję. Całował ją delikatnie i co jakiś czas leciutko przyssawał się wywołując uśmiech na mojej twarzy. Po chwili jego pocałunki zeszły jeszcze niżej. Powoli składał całusy na moim dekolcie, starając się nie pozostawić nawet milimetra skóry, nie obdarzonego jego ciepłymi ustami. Lekko odchyliłam głowę do tyłu. Z narastającego podniecenia moje nogi mocniej zacisnęły się w okół Zayna, na co on zareagował:
   -Kochanie, udusisz mnie.
W tym momencie chłopak lekko zsunął sobie mnie, w taki sposób, że teraz oplatałam go w biodrach, po czym docisnął mnie ręką do siebie i zaczął składać pocałunki na moim karku i zdrowym ramieniu.
   -Mówiłem ci, że mnie pociągasz? - szepnął mi do ucha, a moje policzki zarumieniły się.
   -Nie Zayn, nie wspominałeś. - odparłam, zgrywając odważną i pewną siebie.
Jego jedna dłoń powędrowała na mój pośladek i przycisnęła mnie do jego ciała.
   -Abi strasznie mnie podniecasz. - powiedział przy moim uchu, przez zaciśnięte zęby.
Chłopak zaczął wychodzić z wody, cały czas trzymając mnie na rękach. Gdy byliśmy na brzegu, postawił mnie na piasku, a ja ponownie przywarłam do jego ust i zaczęłam go chciwie całować. Usiadłam na plaży, oddalając się by woda podczas fali nie omyła mi ramienia. Zayn nachylił się nade mną i kontynuował nasz namiętny pocałunek. Dłonią przejechałam po jego gorących, gołych plecach. Po czym zaczęłam całować jego także rozgrzany tors. Naśladowałam go, starając się składać delikatne, mokre pocałunki, a co chwila przygryzać i przysswać jego skórę. On także mnie bardzo pociągał. Z sekundy na sekundę pragnęłam go coraz bardziej. Zayn przerwał mi, a następnie zaczynając od ust, całował coraz niżej. Przeszedł przez mój dekolt, przy czym doprowadził mnie do spontanicznego podniesienia z emocji moich bioder, ponieważ wycałował dokładnie także miejsca zakryte przez stanik. Później zatrzymał się na brzuchu, gdzie zrobił dwie malinki, dodając z uroczym uśmiechem:
   -Zostawiłem ślady, więc teraz jesteś moja.
Dalej doszedł do mojego podbrzusza, a ja ze zdenerwowania chciałam skrzyżować nogi, lecz nie udało się to, ponieważ chłopak siedział między nimi. Moje podniecenie nagle gwałtownie zmalało. Chwyciłam chłopaka za ramię i przyciągnęłam do siebie. Z moich oczu wypłynęły łzy.
   -Kotku? Co się stało? Coś źle zrobiłem? - zapytał zaniepokojony.
   -Chyba, chyba nie jestem gotowa. - powiedziałam, a chłopak oparł swoje czoło o moje.
   -Wiem, że on cie skrzywdził, wiem o tym. Gdyby żył znalazłbym go i zabił własnymi rękoma. Ale Abi mnie nie masz się co bać. Nic ci złego nie zrobię. Proszę, zaufaj mi. - powiedział, po czym dodał. - jeśli nie chcesz to poczekamy, aż mi zaufasz, aż twoja psychika wyleczy się, pomogę ci wyjść z tej traumy.
   -Chcę. - powiedziałam, choć sama nie byłam do końca tego pewna.
   -Na pewno? - zapytał, by się upewnić. Przytaknęłam głową i próbowałam na nowo się rozluźnić. Sięgnęłam dłonią do gumki od majtek chłopaka, a on uśmiechnął się do mnie i pomógł mi je zsunąć, a następnie zabrał się za moje spodenki i resztę.
   -Ze spokojem kotku, nie spinaj się, bo nie wyjdzie i tylko się zdenerwujesz. - radził.
Zamknęłam oczy, a Zayn zaczął całować ponownie moją szyję, moje pożądanie ponownie powróciło. Znowu było mi z nim dobrze, a w tym momencie jeszcze lepiej. Podczas tej wspaniałej chwili myślałam o koszmarnym pierwszym razie z Hectorem, po którym byłam cała obolała i zażenowana. W końcu wyrzuciłam z siebie te myśli, gdyż ten czas nie należała do odpowiednich na takie rozmyślenia. Ucałowałam ramię Zayna, pozostawiając lekko zaczerwienione miejsce.
   -Wszystko dobrze kotku? Podoba ci się?. - wydyszał.
   -Tak jest cudownie, a u ciebie? - zapytałam, a długie jęknięcie wyrwało się z moich ust.
   -Wspaniale.
Chłopak chciwie pocałował mnie w usta, przygryzając moją dolną wargę. Przejechałam paznokciami po jego plecach, a on lekko wygiął się przysparzając mi, jak do tej pory, najwięcej niezwykłego uczucia. Moje usta otwarły się wypuszczając następne jęknięcie, zaś oczy zacisnęły się. Zayn pomału podniósł się i usiadł na piasku, biorąc mnie na swoje nogi. Tak jak poprzednio, będąc w morzu, zacisnęłam
nogi na jego biodrach. Po chwili nasze usta ponownie były złączone ze sobą i namiętnie się całowały. Jego dłoń masowała moje plecy, zjeżdżając, aż do pośladków i przyciskając mnie parokrotnie do jego dolnej parti ciała. Zaś druga jeździła po moim udzie. W jeden chwili chłopak wypuścił z siebie pare mocnych jęknięć, po czym jego oczy i szczęka zacisnęły się. W tym samym momencie ja poczułam równie silne uczucie, którego doświadczyłam przed kilkunastoma minutami. Chłopak opadł na piasek, a ja na jego klatkę piersiową, która w tej chwili mocno podnosiła się i opadała.
   -Jak się czujesz kotku? - zapytał, gdy jego oddech unormował się.
   -Fantastycznie. - odpowiedziałam z uśmiechem na twarzy.
   -Ja też, dziękuje ci. - odparł, pomógł mi się ubrać, po czym mocno przytulił mnie do serca.


OD AUTORKI: Krótki, bo krótki ale mam nadzieje, że się podobał :) Tak jak pisałam już wcześniej, przez dwa tygodnie raczej rozdział się nie pojawi, postaram się dla Was, ale nie obiecuje, dodać w następny weekend coś.
Dziękuję za komentarze i pozdrawiam! :)

czwartek, 9 października 2014

Rozdział 16 - Szczęście w nieszczęściu


   Jakieś dziwne, obleśne robactwo usiadło na moim opatrunku i trudziłam się od samego przebudzenia by tego czegoś pozbyć się z siebie. W końcu, trzepnęłam insekta, a zarazem przysporzyłam sobie okropnego bólu rany.
   Czułam się osłabiona, jednak nie to było najgorsze. Z pierwszej chwili zupełnie nie miałam pojęcia gdzie się znajduję. Byłam w jakimś zadaszonym namiociku, który z jednej strony nie miał ścianki. Przypominał przewrócony trójkąt bez podstawy. Pomieszczenie było na tyle wysokie, że gdy usiadłam do skośnego dachu nadal było wysoko. Pomału wysunęłam się z namiotu i zaczęłam się rozglądać. Tuż koło mnie ujrzałam Sherii, który odkrawała właśnie rybią głowę. Z pierwszej chwili nie wiedziałam czy jestem już na innym świecie, czy jakimś cudem ktoś mnie znalazł. Gdyby to było niebo nie miałabym bolesnej rany na ramieniu, to był odpowiedni argument na to, że nadal żyje.
   -Cześć Sherii. - powitałam przyjaciółkę, a ona odskoczyła jak poparzona.
Spojrzała na mnie wystraszonymi oczami, a w nich zaczęło pojawiać się łzy.
   -Kurwa Abi. - rozpłakała się. - Ty żyjesz, ty na prawdę żyjesz. Kocham cię i strasznie tęskniłam, myślałam, że nie żyjesz. Tak bardzo się bałam. Zmieniałam ci opatrunek, ale bałam się, że robię
coś źle.
Dziewczyna objęła mnie, a ja zaskrzeczałam z bólu.
   -Przepraszam. - pisnęła.
Pomału wstałam i w oddali zauważyłam Zayna, który pomagała Louisowi łowić ryby. Moje osłabienie zniknęło i zaczęłam biec w jego stronę.
   -Zayn! - krzyknęłam, a on rozkojarzony zaczął się rozglądać.
   -Boże, Abi! Kochanie moje! - wrzasnął.
Biegłam , nie zatrzymując się ani na chwile, w końcu gdy byłam blisko chłopaka skoczyłam na niego i mocno objęłam ręką i nogami. Zayn opadł na piasek, cały czas tuląc mnie do siebie.
  -Błagam wybacz mi, błagam! Przepraszam, że ciebie zostawiłem, błagam o wybaczenie. Tak bardzo ciebie przepraszam! Abi tak bardzo cie kocham, tak pragne żyć z tobą.
   -Mówisz to serio? - zapytałam, oszołomiona tymi wyznaniami.
   -Tak, chcę wyjść za ciebie, najlepiej jak najszybciej. Co ja wygaduje, nawet się wielce nie znamy. Przepraszam, to jak już się poznamy to chcę jak najszybciej za ciebie wyjść. Tak bałem się, że cię stracę Abi, tak bardzo się bałem...
   -Kocham cię Zayn - przerwałam chłopakowi jego tłumaczenie.
Przez te parę dni nie widzenia Zayna zrozumiałam, że jestem w nim zakochana. Pomimo, że się nie znamy to te trudne przygody zbliżyły nas do siebie o wiele mocniej niż rozmowy na temat jaki jest twój ulubiony kolor czy też jak wyobrażasz sobie swoje życie w przyszłości. Takie rzeczy o sobie w końcu się dowiemy, ale w zwykłym związku nie nauczylibyśmy się szybko radzenie sobie razem w trudnych sytuacjach.
  Chłopak patrzał na mnie z niedowierzaniem i jakby zastanawiał się co mu właśnie powiedziałam. Przez moment zrobiło mi się nawet głupio, ale w końcu odpowiedział:
   -Na prawdę odwzajemniasz moje uczucia?
A mi kamień spadł z serca i mocno wtuliłam się w chłopaka. Czułam się w końcu bezpiecznie i na nowo zachciało mi się żyć.
   -Jesteś głodna Abi? - zapytał Louis, kładąc świeżo złowioną rybę na ognisko.
   -Bardzo. - odparłam.
Zayn pomógł mi wstać, gdyż moja ręka nie nadawała się do niczego. Właściwie była zbędna. Sherii przygotowała liście palmy, które imitowały talerze. Na prawdę dobrze się sprawowały, jedzenie nie spadało i dało się je przytrzymać, pomimo tego, że było gorące. Ryby upieczone przez Louisa były smakowite, może nie, aż tak jak jedzenie, które szykował Hector, ale dało się nacieszyć jego smakiem. Po obiedzie zjedliśmy pomarańcze, które chłopcy zerwali w miejscu, w którym mnie znaleźli. Miałam już możliwość ich spróbować i po sobie wiem, że są wyśmienite. Soczyste, słodkie i delikatne. I nie dziwiłam się, gdy wszyscy zaczęli je zachwalać i jeść jakby od miesiąca nic nie mieli w ustach.
   -Abi? Opowiesz nam co się stało? - zapytał Harry z powagą na twarzy, jak gdyby wiedział, że sielanki nie przeszłam.
   -Emm... - przekłam kawałek pomarańczy. - jakoś nie uśmiecha mi się opowiadać.
   -A co stało się z Olivią? - spytała Sherii.
   -Nie wiem, nie widziałam jej ani razu. - odpowiedziałam ze zdziwieniem. - myślałam, że jest z wami na plaży.
   -Nie, ona poszła z Hectorem jak Ty, Zayn i Harry wyruszyliście do dżungli.
Od razu w głowie poskładałam sobie całość. Łzy napłynęły mi do oczu. Nie wiedziałam jak się zachować, miałam ochotę wstać i ruszyć przed siebie, jednak wiedziałam, że moim znajomi także chcieli by wiedzieć całą prawdą. Uważałam, że na nią zasługują. Reszta patrzała na mnie z poważnymi minami, nie wiedząc co powiedzieć.
   -Wydaje mi się, że ją zabił. - powiedziałam krótko, po czym Niall, aż zakrztusił się. Sherii oczy błądziły po piasku, zaś jej usta były lekko otwarte. Zayn wpatrywał się w iskrzące ognisko, a Louis patrzał na mnie z  troską, jakby chciał powiedzieć: szczęście, że Cię znaleźliśmy.
   -Obudziłam się przywiązana przy jakimś jeziorze. Nie wiedziałam gdzie jestem. Szumiała woda, więc miałam nadzieje, że blisko plaży, jednak okazało się, że do tego jeziora wpada wodospad. Potem ujrzałam Hectora, uprowadził mnie, groził, że zabije Zayna przy najbliższej okazji. - mówiłam, krztusząc się łzami. - mówił, że mnie wypuści gdy szczerze powiem, że go kocham. Całował mnie, dotykał i... miałam dosyć. Zrobił mi krzywdę. W końcu postanowiłam, że ucieknę w nocy. I jakoś mi się to udało, ale musiał się obudzić, bo w końcu mnie dogonił, gdy ja dobiegłam do krawędzi jakiś klifów. Nie wiedziałam co robić, nie chciałam trafić ponownie w jego ręce, więc skoczyłam. Potem, gdy byłam we wodzie widziałam jak on wpada do wody i rozbija się o skały. Następnie musiałam zemdleć, ponieważ nic nie pamiętam do czasu przebudzenia się na plaży.
Zayna mięśnie podczas mojej opowieści napinały się, a jego szczęka wręcz chodziła. Sherii uroniła łzy i chwyciła mnie za dłonie.
   -Jesteś już z nami, Twój koszmar się skończył. - powiedziała. - a co było dalej?
   -Postanowiłam iść wzdłuż plaży, wkrótce byłam już tak wyczerpana, że usiadłam przy drzewach pomarańczy, z myślą by spędzić tam swoje ostatnie godziny życia. A na koniec obudziłam się w szałasie w naszym obozie.
Przez chwile panowała totalna cisza, wszyscy byli zapatrzeni w jedno wybrane przez nich miejsce, a najbardziej Zayn. Bałam się, że przez to traumatyczne zdarzenie, o którym teraz zapewne obydwoje myśleliśmy, chłopak odrzuci mnie. Nie chciałam go stracić. Sherii pewnie powiedziałaby: co się przejmujesz, masz jeszcze dwóch do wyboru. Lecz ja chciałam Zayna.
   -To co na kiedy planować ślub? - zapytał nagle Niall, zmieniając niezręczny temat i patrząc to na mnie, to na Zayna.
   -Najpierw będzie nasz! - zarządziła Sherii i uśmiechnęła się do blondyna, na co on zrobił ogromne oczy.
   -Sherii? - spytałam z nie dowierzaniem, ponieważ z jej polotem do facetów nie wyobrażałam sobie jej w stałym związku, a co dopiero w małżeństwie.
   -No co? - odpowiedziała. - kiedyś trzeba się w końcu ustatkować, wiele lat życia mi nie zostało.
Dziewczyna miała całkowitą rację, pozostało nam nie wiele lat życia. Wciąż siedzieliśmy na bezludnej wyspie i choć już radziliśmy sobie z większością trudów jakie nas spotykają, to nasze życie nie należało do normalnego. Zdawaliśmy sobie sprawę, że na wyspie może zapanować jakaś choroba, na którą nasz organizm nie jest uodporniony i będzie po nas. W tym momencie przyjaciółka na prawdę dała mi do myślenia. Uświadomiła mi, że już nigdy nie zobaczę mojej rodziny. Właściwie nie zobaczę już nikogo, prócz Sherii, Zayna, Harry'ego, Nialla oraz Louisa. Przez następne lata to oni staną się moją rodziną. Było mi przykro z powodu tego, że nie zrealizowałam swoich życiowych celów i już nigdy ich nie zrealizuje. Nie pójdę na studia, nie znajdę nowych znajomych, nie skończę szkoły, nie zacznę pracować, nie wyprowadzę się z domu, nie zaręczę się, nie zaplanuje swojego ślubu, nie będę miała ślubu, nie założę rodziny oraz ominie mnie wiele, wiele więcej zdarzeń.

 Od czasu, gdy Sherii mi to uświadomiła dzień w dzień rozmyślam o tym samym. Najczęściej pod wieczór, gdy zachodzi słońce i jak codziennie wygląda jak gdyby nasza wielka żółta kula, noc spędzało pod wodą. Wyobrażam sobie wtedy jak wyglądałoby moje życie teraz, gdybym była w domu. Co bym robiła? Jak się czuła? Od kiedy Zayn i Harry mnie znaleźli, wyczerpaną, ubrudzoną, na skraju życia i śmierci minęły już dwa, może trzy tygodnie. Jestem im za to wdzięczna, bo w głębi duszy nie chciałam tego dnia umierać. Moja ręka nadal nie wygląda na zdrową. Zayn cały czas pilnuje mnie, bym za dużo jej nie przemęczała, myśl, że mogę ją stracić strasznie motywuje do jej oszczędzania, aczkolwiek często trudno jest mi bez niej żyć. Życie tutaj jest ciągłą walką. Czujesz się jak gdybyś ciągle był w pracy. Nie da się iść do sklepu i kupić posiłek na który akurat ma się ochotę. Trzeba samemu sobie go złowić, zebrać i przygotować. Nie można wejść do łazienki i zrobić od tak podstawowych rzeczy. Trzeba iść kilometr pieszo, zrobić w dziurę, wstrzymując powietrze, bo śmierdzi i co jakiś czas zakopać ją i wykopać nową. Wszystko co w domu zdaje się proste, tutaj jest trudne i zajmuje do paru godzin. A bez ręki jest to o wiele trudniejsze. Właściwie mamy tutaj mało rozrywki. Kąpiele w oceanie, do którego odkąd mam ranę wchodzę z niechęcią. Nie dlatego, że dostałam jakąś traumę po skoku, lecz dlatego, że woda jest słona i boli. Wygłupy na plaży, ale ile można się wygłupiać, gdy jest strasznie gorąco, a woda do picia nie leci z kranu. Rozmowy, plotki i wspomnienia. Oraz, nowa rozrywka Sherii, która mnie wręcz przeraziła - smakowita ekstra kolacja sandwichowa, wystarczy przeczytać pierwsze litery tych słów, by wiedzieć o co chodzi. Dobranie tych słów, nie miało większego sensu. Jednak jak się okazało miało głębszy sens, słowo "smakowite", "ekstra" i "kolacja" rozumiałam, ponieważ ta czynność dla Sherii jest jedna z  ulubionych i zdarza się, w jej przypadku zazwyczaj w nocy po kolacji. Zaś wyraz "sandwich" dało mi do myślenia, ponieważ kanapka nie jest stworzona z tylko dwóch rzeczy. Gdy domyśliłam się o co chodzi, nie miałam więcej pytań, kazałam im chodzi jak najdalej obozu. Dla Zayna także było to wariactwo, cieszyła się, że choć ktoś stoi po mojej stronie.
   -Na zachowanie młodych nastolatków nie poradzisz. - powiedział dosiadając się do mnie.
   -Odezwał się stary. - odparłam z śmiechem.
   -Nie bawi mnie coś takiego, wole z tą którą kręci mnie najmocniej.
   -Rozumiem, że mówisz o mnie, tak?
   -Właśnie Abi. - przyznał i dał mi wielkiego całusa w usta. - wole poczekać, aż będziesz gotowa, a nie robić jakieś trójkąciki, by mieć chwile rozrywki.
Podobało mi się podejście Zayna, ponieważ identycznie sądziłam.
   -Ręka boli? - spytał i zajrzał za liścia, którym miałam opatuloną rękę.
   -Boli, ale miałabym ochotę się wykąpać. - przyznałam. - z tobą.
Zayna oczy zabłyszczały, a kąciki jego ust lekko podniosły się.
   -Z miłą chęcią zrobię wszystko by twoja rana nie zamoczyła się. - odparł i ściągnął z siebie koszulkę, którą miał na sobie.



OD AUTORKI: Uprzedzam, że przez następne dwa tygodnie nic nie dodam, ponieważ nie będę miała czasu. Może, ale to może, jeśli będziecie chcieli, a uda mi się napisać to następny dodam w tą niedziele :) Ale nie obiecuje.
Mam nadzieje, że się podoba :)
Może chcielibyście by było czegoś więcej w rozdziałach? :) Np.: więcej rozdziałów, oczami Zayna, bądź Sherii, albo więcej miłości w rozdziałach? :) Piszcie!