czwartek, 19 czerwca 2014

Rozdział 6 - Wyspa


   Gwałtownie przebudziłam się, czując słoną wodę w moich ustach. Przez chwilę zdezorientowana obserwowałam
otoczenie. Mój mózg nie potrafił skojarzyć w jakiej lokalizacji się znajduję. Co ja tutaj robię? Po chwili powróciła mi świadomość. Zdałam sobie sprawę, że nie znajduję się w dobrej sytuacji. Dostrzegłam koło siebie Zayn'a, leżącego, a bardziej wiszącego na drewnianym pudle. Głowa leżała mu na rękach, które luźno spoczywały na mokrym drewnie. Zaczęłam zastanawiać się czy on jeszcze żyję. Bałam się to sprawdzić, patrzyłam na jego zamknięte oczy i poważną minę. Wyglądał zupełnie jakby spał.
    Lekko podniosłam się na rękach i spojrzałam na morze. Było spokojne, fale delikatnie bujały naszym pudełkiem, słońce mocno świeciło odbijając się o taflę wody. Niedaleko nas dostrzegłam, po prawej stronie coś co wzięłam od razu za następne pudło. Od razu wydawało mi się, że coś się na nim poruszyło. Czy możliwe, że ktoś z nas jeszcze przeżył? Nie zastanawiając się długo zaczęłam wołać. Mój głos był cichy i nawet jeśli ktoś tam żył nie usłyszałby mnie. Postanowiłam zacząć wymachiwać ręką, a drugą uderzałam o drewno. Po chwili wymachiwania wydawało mi się, że ktoś mi odmachał, ledwo widocznie ale odmachał. Coraz większa nadzieja wzbudziła się we mnie, że jednak nie zostałam sama. Nagle ktoś dotknął mojej dłoni. Gwałtownie zabrałam rękę przy czym mocniej zakołysało naszą "deską ratunku".
    -Abi? - usłyszałam ciche jęknięcie wydobywające się z usta Zayn'a.
    -Tak to ja - odpowiedziałam już pełna nadziei - spokojnie, wszystko jest dobrze.
Chłopak lekko otwarł oczy i spojrzał na mnie.
    -Jesteśmy nadal w piekle czy już w drodze do nieba? - zapytał chwytając mnie za dłoń.
    -Sama nie wiem - odpowiedziałam, stykając się z nim czołem.
    -Jestem wyczerpany, boli mnie noga - wymamrotał. Dotknęłam ustami jego czoła. Było gorące.
    -Zayn chyba masz gorączkę - oznajmiłam lekko zdenerwowana.
    -Ktokolwiek żyje jeszcze? -spytał ledwo zrozumiale, ignorując to co wcześniej powiedziałam.
    -Nie wiem, niedaleko nas pływa jedno pudło, gdybyśmy tam podpłynęli moglibyśmy się przekonać.
    -To na co czekamy? Płyńmy.
Zaczęliśmy machać nogami i powoli posuwać się w stronę miejsca gdzie ostatnio widziałam innych. A przynajmniej wydawało mi się, że ich widziałam. W miarę jak się zbliżaliśmy coraz bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że mój wzrok mnie nie zawiódł. Po chwili dostrzegłam Sherii, która leżała twarzą odwrócona w naszym kierunku i lekki uśmiech gościł na jej twarzy. Coś powiedziała, lecz stwierdziłam to tylko po jej ruchu warg, ponieważ nadal byliśmy zbyt daleko by cokolwiek usłyszeć. Znad niej wychyliła się głowa Niall'a, który również się uśmiechnął na nasz widok. Gdy w końcu dotarliśmy do nich zauważyliśmy, że wraz z nimi jest ta dziewczyna, którą nawet nie zdążyliśmy poznać podczas tego wypadku.
   -Wszystko dobrze? - zapytałam.
   -Raczej tak, jeśli można nazwać tą sytuacją dobrą - odpowiedział Niall, który miał lekko rozciętą wargę - a u Was?
   -Średnio. Zayn ma prawdopodobnie wysoką gorączkę i nie wyciągniesz z niego prawie nic, prócz mamrotania.
Wszyscy spojrzeliśmy na niego, lecz on chyba spał. Nie odzywał się, leżał z zamkniętymi oczami.
   -Nie powinien spać - odezwała się nieznajoma dziewczyna - bo wiecie czym to grozi.
Domyśliłam się o co chodziło dziewczynie i szybko zaczęłam cucić Zayn'a. Chlapałam go delikatnie wodą i po którymś razie otwarł oczy.
   -Boli mnie noga Abi - powiedział i ponownie zamknął powieki.
   -Już drugi raz to powiedział.
Wychyliłam się i spojrzałam na taflę wody obok mnie. Próbowałam dostrzec nogi Zayn'a. Gdy udało mi się je zauważyć przeraziłam się.
   -Ja pierdole! - przeklęłam - jak najszybciej musimy się wydostać z wody.
   -Co się stało? - zapytali wszyscy.
   -Zayn ma ranę na nodze.
   -Rekiny? - zapytał Niall, nie wiedząc do końca co mam na myśli. Przytaknęłam głową.
   -Ej - zwróciła naszą uwagę obca dziewczyna - widzicie to co ja? Tam na wprost mnie, a za waszymi plecami. Czy to ?
   -WYSPA! - krzyknęłam i od razu ruszyłam w stronę punktu na horyzoncie. Reszta płynęła ze swoją "deską ratunkową" w moje ślady, w końcu w połowie drogi Niall przeszedł na nasze pudełko by mi pomóc, bo jako jedyna machałam nogami, dodatkowo co jakiś czas budząc Zayn'a. Przy lądzie miałam już kompletnie dosyć, byłam wyczerpana, strasznie chciało mi się pić i już nie dawałam rady. Niall dzielnie machał nogami cały czas, dopingując mnie. Gdy już przycumowaliśmy Niall chwycił Zayn'a i dotaszczył go na piasek, gdzie fale już nie dochodziły.
    Ja po czworakach doszłam do leżącego Zayn'a i padłam twarzą w gorący piasek. Obok mnie usłyszałam sapanie Sherii.
   -Boże, chcę spać - odezwała się przyjaciółka, głośno oddychając. Obróciłam się na plecy i zacisnęłam oczy, ponieważ tak mocno świeciło słońce. Pomału podniosłam się z ziemi, otrzepałam z piasku i zaczęłam się rozglądać. Jakaś zielona, gęsta dżungla przede mną rozchodząca się hektarami. Po lewej wysokie skały i fale obijające się o nie, a za nimi następne kilometry ciągnącej się dżungli wzdłuż gorącej plaży. Po prawej długa, ciągnący się w nieskończoność równie rozgrzany złocisty piasek. Za mną tysiące kilometrów kwadratowych błękitnego, czystego lecz słonego morza, pełnego krwiopijnych ryb oraz gdzieś tam nadal pływa  trzech rozbitków. Z Harry'm, który prawdę mówiąc uratował mi wczorajszej nocy życie, Louis'em, przez którego to wszystko się stało oraz kolesiem, który chciał nam pomóc, ale przez to prawdopodobnie zginął.
   -Jesteśmy w czarnej dupie - spuentowałam i upadłam na kolana.

OD AUTORKI: Na następny rozdział będziecie musieli trochę poczekać, ponieważ za parę dni jadę na wakacje do Polski <3 więc nie będę miała czasu by go dodać w najbliższym czasie, pomimo tego, że rozdział 7 jest już napisany ;) Postaram się go dodać na początku lipca, gdy już trochę się ogarnę w Polsce ;)
Pozdrawiam <3 


środa, 11 czerwca 2014

Rozdział 5 - Wypadek


    Dochodziła godzina 23:00, deszcz nadal uderzał o okna. Bez końca grzmiało, wiało i ochroniarze pilnowali wyjść na zewnątrz. Przez ten czas zdążyliśmy zwiedzić cały statek, skorzystać z niektórych atrakcji takich jak samochodziki na prąd, kino 5D oraz ścianka wspinaczkowa.
    -Jak Wy wyszliście na zewnątrz, gdy tak ochrona pilnuje? – zapytała Sherii.
    -Chodźcie pokażemy którędy – oznajmił Harry i kazał nam iść z nim i Louisem. 
Szliśmy schodami parę pięter niżej, by potem ponownie wejść innymi do góry. Przechodziliśmy jakimiś wąskimi korytarzami dla personelu, w których trzeba było iść gęsiego. Później znowu wchodziliśmy schodami na górę. Ponownie korytarzami, aż w końcu dotarliśmy do potężnych, metalowych drzwi.
    -Za tymi drzwiami jest taki jakby pokład na obsługi – poinformował Louis, opierając się luzacko o ścianę – idziemy?
Wszyscy się zgodzili, jedynie Sherii miała lekkie obawy ale pod naszą namową postanowiła wyjść. Otwarliśmy drzwi, a mocny wiatr owiał nasze ciała. Zamknęłam oczy, ponieważ od razu po przejściu przez framugę drzwi deszcz dawał mocno po twarzy. W mgnieniu oka byłam cała przemoczona. Grunt na podłodze był strasznie śliski od wody. Stałam próbując się nie ruszać, lecz było to wręcz niemożliwe. Wiatr był na tyle silny, że aż przesuwał nasze ciała, a niestabilny grunt nie pomagał w utrzymaniu równowagi. Po chwili Liam upadł, a chłopcy pomogli mu wstać.
    -Ja wracam – oznajmił chłopak przekrzykując hałas panujący na dworze. Liam poszedł w kierunku drzwi i zniknął za framugą.
    -Ja chyba też – krzyknęła Sherii, lecz w tym samym momencie stało się coś czego nikt się nie mógł spodziewać.
    Louis, Zayn i Harry wydurniali się przez pewien czas przy barierkach. Jeden z silniejszych podmuchów porwał Louisa i teraz chłopak wisiał po drugiej stronie zaczepiony rękoma o barierkę. Wszyscy zaczęli krzyczeć i dobiegać do chłopaków, choć aż tak proste to nie było. Pokład był ślizgi niczym lód. Louis ześlizgnął się niżej, a ja i Sherii o mało co nie dostałyśmy zawału. 
    -Liam! Pomocy! Liaaaaam! – zaczęłam wołać – pomóż nam!!!
Nasze krzyki choć głośne nie przygłuszały wiatru. Liam ewidentnie nie słyszał, a może już go nie było za drzwiami. 
    -Kurwa co robimy? – wrzasnął Zayn – nie wciągniemy go sami, nie da rady. Kurwa mać!!! Trzeba było nie wyłazić, ja pierdole!
Usłyszałam szloch Sherii, która stała odrętwiała i bezradna. Ja sama nie wiedziałam co robić. Zaczęłam ponownie wołać Liam’a, lecz na marne. 
    -Długo nie wytrzymam, balustrada jest strasznie ślizga – wycisnął z siebie Louis.
    -Trzeba było nie wyłazić idioto – krzyknęłam na niego i podeszłam do balustrady by przytrzymać mu ręce. 
    -Abi to boli jak mi je tak dociskasz – jęknął Louis, a na jego twarzy powstał grymas.
Nagle w zacinającym deszczu ujrzeliśmy dwie sylwetki.
    -Liam to Ty? – zawołała Sherii, jednak ten ktoś nie odpowiedział. 
    -Co się stało!? – zapytała jedna z sylwetek, których jeszcze dokładnie nie widzieliśmy.
    -Kolega idiota wypadł za balustradę i kurwa nie wiemy co robić – wytłumaczyłam, powoli zanosząc się płaczem – nie dajemy rady go wciągnąć, a on nie daje rady się już utrzymać.
    -Kurwa, kto jest tak mądry i wyłazi w taką pogodę na górny pokład? – zapytała retorycznie sylwetka, która okazała się młodym facetem, obok niego stała równie przemoczona jak on babka, możliwe, ze trochę starsza niż ja. 
    -To samo mogłabym Ciebie zapytać – wtrąciłam niepotrzebnie.
    -Stary trzymasz się? – zapytał Louisa, dyndającego za burtą.
    -Nie bardzo – jęknął.
    -Zaraz Cię wyciągniemy – oznajmił i zaczął dyskutować z chłopakami na temat sposobu w jaki go wciągną.
Wiatr jakby przybrał na sile i coraz trudniej dało się utrzymać na pokładzie. Podeszłam do Sherii i przytuliłam ją. Tak bardzo pragnęłam by było po wszystkim, byśmy już siedzieli w pokoju i śmiali się z tego. Tak bardzo się w tej chwili bałam. Co jakiś czas słychać było grzmoty burzy. Deszcz ani trochę nie słabł. Lekko zakołysało statkiem i na pokład wlała się woda z morza. Razem z Sherii przewróciłyśmy się. Złapałyśmy się balustrady i pomogłyśmy sobie nawzajem wstać. 
   Po chwili przeogromna ilość wody wlała się na taras i zmyła Louisa, Zayn’a oraz tą nieznaną dziewczynę. Zaczęliśmy panikować, krzyczeć, a my z Sherii dodatkowo ryczeć. Kucnęłam na ziemi, nadal trzymając się balustrady i myślałam co teraz. Miałam już dosyć, marzyłam by to wszystko okazało się złym snem. Chciałam stąd zniknąć. Po następnej chwili jeszcze większa fala wlała się na pokład i zmyła jakieś drewniane pudła, które już od dawna jeździły to w jedną to w drugą stronę, a wraz z nimi my wszyscy wpadliśmy wprost do wody. 
   Zaczęłam się topić, nie mogłam wziąć powietrza, fale unosiły mnie, a po chwili zanurzały. Miałam zamknięte oczy i żyłam nadzieją, że jak je otworze to okaże się, że jestem w swoim łóżku. I to najlepiej w moim pokoju w Miami. Jednak, gdy je otwarłam rzeczywistość okazała się okropniejsza niż mogłam sobie myśleć. Co jakiś czas słyszałam przygłuszone przez szum morza krzyki innych. Non stop miałam wrażenie, że biorę ostatni w moim życiu wdech powietrza. Nagle mój brzuch coś oplotło i zaczęłam się szarpać.
    -Spokojnie, to ja Harry! Uspokój się! Ratuję Ciebie – krzyczał i lekko uniósł mnie dzięki czemu fale mnie już tak bardzo nie zanurzały.
    -Chwyć się tego – powiedział i podniósł mnie na tyle bym mogła oprzeć głowę i ręce na drewnianym pudle – płynę po innych.
   Moment później dopłynął do mnie Zayn i również oparł się wyczerpany o karton. Chwycił mnie za rękę i przybliżył swoją twarz do mojej.
    -Zayn, ja chce do domu – wyznałam, szukając słów wsparcia.
    -Zaraz Słońce, zaraz wszystko będzie dobrze. Cierpliwie czekaj – odpowiedział, patrząc na mnie.
Wiem doskonale co miał na myśli – śmierć.
    -Ja nie chcę umierać Zayn – powiedziałam z płaczem. Chłopak przywarł do moich ust. 
    -Jesteś piękna, wiesz? Żałuje, że nie jestem bardziej śmiały, na przykład jak Niall.
Słowa, które powiedział w tej chwili jakoś nie wywołały u mnie motyli w brzuchu, choć pewnie w innych okolicznościach byłabym już czerwona na polikach.
   Podniosłam głowę i próbowałam dostrzec kogoś z naszych, a najbardziej zależało mi na Sherii, jednak nikogo już nie wypatrzyłam. Byłam strasznie zmęczona, przybliżyłam głowę jak najbliżej Zayn’a i z wyczerpania zasnęłam. Choć możliwe też, że zemdlałam.

OD AUTORKI: Mam już napisanych parę kolejnych rozdziałów, więc stwierdziłam, że nie ma co czekać i dodałam już dzisiaj rozdział 5 :) Mam nadzieje, że się Wam spodoba! :) Dziękuje za wejścia i komentarze :* 

czwartek, 5 czerwca 2014

Rozdział 4 - Burza


   Nazajutrz obudziłam się wcześnie rano, Sherii jeszcze spała. Zadzwoniłam do rodziców i pokrótce opowiedziałam jak tutaj cudnie wygląda i wspomniałam o nowym towarzystwie.
   -Mamo tutaj nie ma jak się nudzić, mogłabym spędzić tu całe życie. Na statku jest wszystko! Łe… nie powinnam krzyczeć, bo Sherii jeszcze śpi. Wczoraj w nocy spędziłam dużo czasu z takim jednym fajnym chłopakiem, nazywa się Zayn. Siedzieliśmy na dworze, oglądając gwiazdy i rozmawiając. Wróciłam to pokoju około drugiej w nocy… Tak, tak Sherii już była w pokoju jak przyszłam, spędzała czas z takim Niall’em… Nie! Oczywiście, że nie mamo, uważamy na siebie… Tak, na pewno wszystko jest dobrze. A co u Was?... Mówisz, że pada i że burze... Nie, u nas pogoda świetna… Teraz pewnie pójdę coś zjeść… Tak, tak ok pozdrowię ją, no to do usłyszenia. Kocham Cię!
   Ubrałam na siebie miętową koszulkę z krótkim rękawem i jeansowe spodenki. Uczesałam włosy w koka, przejechałam lekko rzęsy tuszem, wsunęłam trampki, wzięłam kartę-klucz i wyszłam z pokoju. Klucz Sherii nie będzie potrzebny, a wolałam go trzymać przy sobie, by mieć ciągły dostęp do pokoju. Przeszłam przez ogromny hol, ruszyłam schodami w górę i już po chwili wchodziłam na stołówkę, w której już stały zastawione stoły ze śniadaniem. Wzięłam kubek kawy i postawiłam go na jednym z wolnych stolików. Na talerz nałożyłam sobie mini kiełbaski z serem w środku, kawałek jajecznicy z bekonem i łyżkę sałatki składającej się z pomidora, ogórka i sałaty. Gdy doszłam do zajętego przeze mnie stolika dostrzegłam drugi kubek kawy stojący na nim. Usiadłam przy stole i nie przejmując się zaczęłam jeść.
   -Cześć – powitał mnie dosiadający się z pełnymi dwoma talerzami Harry – widziałem jak zajmujesz ten stolik. Mam nadzieje, że nie przeszkadzam?
   -Nie, spoko – odpowiedziałam – jak tam się spało?
   -Trochę nie wyspany jestem. Ty też poranny ptaszek?
   -Nie, raczej nie… jakoś tak wyjątkowo.
   -Dzisiaj podobno po 20:00 ma byś sztorm na morzu – oznajmił zafascynowany – jestem ciekaw jak będzie wyglądało. Jeśli chcecie możecie przyjść do nas do pokoju i wszyscy razem posiedzimy. Obejrzymy jakieś filmy albo coś.
   -Jejku – jęknęłam – trochę strasznie. Na pewno skorzystamy z zaproszenia.
   -Albo pójdziemy gdzieś razem do baru całą paczką. Przecież pewnie nic zamknięte nie będzie. No może tylko górny basen i kort.
Następne parę minut siedzieliśmy i nic nie mówiliśmy, obydwoje jedząc posiłek.
   -Podobasz się Zayn’owi – przerwał ciszę Harry, a ja aż zachłysnęłam się kawałkiem pomidora. Chłopak poklepał mnie po plecach, cały czas śmiejąc się na głos.
   -Kto Ci takich bzdet naopowiadał – zapytałam, nadal kasłając.
   -Zayn. Z resztą… ładna jesteś, więc co się dziwić. Obydwie jesteście ładne, Ty i Sherii. Ale Sherii spodobał się Niall i dodatkowo ze wzajemnością. Tylko jej nic nie mów.
   -Aha… a ja mam z tą wiedzą pozostać? Super.
Chłopak zaśmiał się. Odłożyłam talerz oraz kubek na wózek przeznaczony do brudnych naczyń i wyszłam z jadalni. Harry poszedł w moje ślady.
   -Co robimy? – zapytał – u mnie jeszcze wszyscy śpią. Może kino? Sprawdzałem spektakle, za jakieś 5 minut zaczyna się seans jakiegoś filmu science fiction.
   -Możemy iść – odpowiedziałam i razem ruszyliśmy w stronę sal kinowych, które mieściły się dwa piętra niżej.
   -A Tobie podoba się Zayn? – spytał Lokowaty.
   -Czemu Ty mnie takich rzeczy pytasz Harry? Średnio Twój interes, nie uważasz?
   -No wiem, ale jak sama pewnie zauważyłaś Zayn jest nieśmiały, a widać, że jest Tobą zauroczony… po prostu chciałem mu pomóc.
   -Dziwne macie sposoby pomagania – odparłam.
Gdy doszliśmy do hali kinowej, Harry kupił średni karton z popcornem i dwie średnie cole. Wybraliśmy najlepsze miejsca na sali i rozsiedliśmy się.
   -Gdzie Ty ten popcorn zmieścisz, po tak obfitym śniadaniu? – spytałam rozbawiona.
   -Zamieniam się w Niall’a on też strasznie dużo je.
   Większość filmu przegadaliśmy, w pewnych momentach byliśmy tak rozbawieni, że o mało co nie wybuchnęliśmy
śmiechem na całą salę. Na szczęście na ten seans dużo ludzi nie przyszło z powodu porannej godziny. Z Harrym fajnie mi się gadało, był zabawny, śmiały, powściągliwy ale też poruszony. Często wiedział co w jakim czasie wypada zrobić i powiedzieć. Choć zdarzało my się nękać mnie pytaniem o Zayn’a i tym mnie bardzo irytował.
   Przez pół dnia nie widziałam Sherii, ani żadnego z innych chłopaków. Spędzałam czas tylko z Harrym. Dopiero, gdy przyszedł czas na obiad, zauważyliśmy ich wszystkich siedzących przy jednym stoliku.
   -Gdzie Wy się podziewaliście – zaczął Louis, udając złego.
   -A tu i tam – rzekł Harry i dostawił dwa krzesła do stolika.
   -Masz pozdrowienia od mojej mamy – zwróciłam się do Sherii.
   -Oo… dzięki, gadałaś z nią dzisiaj? Jak tam u nich?
   -Wszystko dobrze, ale deszcze i burze w Miami.
   -U nas dzisiaj też ma być burza i sztorm – wtrącił Harry – już Abi wspominałem, żeby razem z Sherii do nas wpadły. Razem przesiedzimy armagedon.
   -Naprawdę ma być sztorm? – zapytała z niedowierzaniem i lękiem moja przyjaciółka – nie lubię burz.
   -Ale jeszcze jej nie ma i też nie wiadomo czy rzeczywiście do nas dojdzie – powiedział mądrze Liam – na razie proponuje byśmy przeszli się na basen.

   Ostatecznie burza nadeszła o wiele szybciej niż miała. Po godzinie 17 zerwał się straszny wiatr przewracający krzesła i leżaki, porywający ze sobą wszystko co dał radę zabrać. Ludzie tłumami zaczęli zrywać się z miejsc, zbierać swoje rzeczy i wbiegać do środka. My postąpiliśmy tak samo. Chwyciłam Sherii za rękę by jej nie zgubić i szybko podążaliśmy w stronę wejścia. Natychmiast w holu zrobił się nie mały tłum. Ludzie powoli się rozchodzili, a my czekałyśmy i wypatrywałyśmy chłopaków. W końcu znaleźliśmy się.
    -Ja pieprze – odezwał się Niall, patrząc na szklany, wypukły sufit holu, który był już tak jakby matowy od strumieni deszczu.
    -Wygląda to strasznie – dodał Louis – co robimy? Przychodzicie do nas dziewczyny?
    -Tak, pójdziemy się wykąpać i ubrać w inne rzeczy i do Was przyjdziemy. Niech jeden z Was poda nam swój numer, wtedy zadzwonimy i po nas wyjdziecie na korytarz – powiedziała Sherii.
   Wróciłyśmy z przyjaciółką do pokoju, po kolei każda z nas wykąpała się i odświeżyła. Założyłam świeżą, przewiewną koszulkę, a na nią lekki sweterek. Sherii ubrała się podobnie. Wysuszyłyśmy włosy i już byłyśmy gotowe do wyjścia.
    -Podoba mi się Niall – wyznała Sherii – wczoraj było strasznie romantycznie, poszliśmy przejść się po najwyższym pokładzie, oglądając gwiazdy i rozmawiając. Potem zeszliśmy do kręgielni i spędziliśmy tam super czas. Niall jest fantastyczny… i wiesz co, odprowadził mnie do pokoju i pocałował na pożegnanie. Byłam w niebo wzięta.
    -Super, najwyraźniej się mu spodobałaś – powiedziałam z lekkim przypuszczeniem, lecz w prawdzie wiedziałam prawdę od Harry’ego.
    -A jak tam u Ciebie Abi? – zapytała z ciekawością w oczach.
    -A co ma być u mnie? Spędziłam czas z Zayn’em, zabrał mnie na oglądanie gwiazd. A dzisiaj rano spędziłam pół dnia z Harrym, razem jedliśmy, byliśmy w kinie… Matko! Słyszałaś ten grzmot?!
    -O kurwa! Tak słyszałam, może lepiej pójdźmy już do chłopców, co? Dokończymy rozmowę później – poradziła lekko zalęknięta Sherii.
   Wszystkie większe pomieszczenia, bary, kawiarnie, sale rekreacji były zapełnione. Ludzie spędzali w nich czas, ponieważ na dworze lało i przez to zabroniono wychodzenia na zewnątrz. Doszłyśmy na piętro chłopców i Sherii zadzwoniła na komórkę Niall’a. Niespodziewanie otwarły się drzwi obok nas w których stał Blondyn. Zaprosił nas do środka.
   Chłopcy mieszkali w apartamencie. Pomieszczenie było dwupiętrowe, ogromne, oświetlone mocniej niż nasze. Przy tym pokoju to nasz ze spokojem można było nazwać kajutą. Na piętrze były pomieszczenia sypialne z pojedynczymi łóżkami, a na dole salon z kanapą oraz wiszącym, dużym telewizorem. Obok stół jadalny i mini kuchnia. Jak gdyby była ona tutaj potrzebna, gdy na statku jest bufet czynny prawie 24 godziny na dobę.
   Usiadłam na kanapie koło Zay’na, który oglądał jakiś mecz w telewizji.
    -Przegrywają – odezwał do Liam’a i przełączył od razu na kanał muzyczny.
Liam postawił na stoliku do kawy pięć szklanych butelek coli. Zayn wziął jedną, otwarł zębami i wręczył mi ją. Zrobił to samo z następnymi.
    -Gdzie Harry i Louis? – zapytała Sherii, lecz w tym samym momencie do pokoju weszli cali przemoczeni chłopcy z uśmiechem na twarzy.
    -Ja pierdziele, ale czad – zaczął Louis – byliśmy na zewnątrz. Deszcz pizga po oczach, prawie nic nie widać, ale zajebiście jest.
    -To są idioci – skomentował Niall, gdy Louis i Harry weszli po schodach do sypialni, by przebrać się w suche ciuchy.
Po chwili zeszli przebrani i Louis usiadł na fotelu, a Harry poszedł po cole dla nich. Ze zdziwieniem przyglądałam się jak Sherii siada na kolanach Niall’a i całuje go w usta. A następnie patrzy na mnie i daje mi wzrokiem do zrozumienia, że mam zrobić jakiś gest w kierunku Zayn’a. Tak, łatwo jej mówić...

OD AUTORKI: Nie mam wielce nic Wam do przekazania, więc nie rozpisuje się. Rozdział 4, mam nadzieje, że się spodoba ;) Miłego czytania !