niedziela, 28 września 2014

Rozdział 14 - Przeżycie


   Wpadłam do ciepłej wody. Moje oczy były cały czas zamknięte, marzyłam by śmierć trwała
krótko. Otwarłam je na chwile i w ułamkach sekundy dostrzegłam coś wpadającego do wody, a po chwili woda zabarwiła się na kolor bordowy. Moja świadomość jednak nie trwała długo.


   Przebudziłam się wypluwając dużą ilość słonej wody. Leżałam na brzuchu. Pierwsze co do mnie doszło to ból ręki. Otwarłam oczy i dostrzegłam, że pode mną jest piasek. Byłam na plaży. Słońce powoli zaczęło pojawiać się na horyzoncie. Najwidoczniej straciłam przytomność. Spojrzałam na moje ramie, było całe zakrwawione, wyglądało okropnie, jak poszarpane. Mój mózg zaczął dostawać coraz więcej impulsów, przez to ból co sekundę się powiększał, aż w końcu stał się nie do zniesienia. Podniosłam się i drugą ręką zakryłam ranę, ponieważ przy każdy stąpnięciu czułam wibracje, które wzmagały ból. Wyrwałam duży liść palmy i weszłam w głąb dżungli by znaleźć kawałek liany, albo czegoś co pomoże imitować sznurek. Gdy znalazłam wystarczający skrawek liany, pomału podeszłam do brzegu. Zamoczyłam ranę, by ją odkazić i próbowałam zmagać się z strasznym bólem, który był nie do opisania. W tym momencie wręcz rozpłakałam się, że nie umarłam skacząc z tego klifu. Zamoczyłam również liść palmy, później owinęłam nim ranę i związałam lianą. Resztę imitującego sznurka związałam dwoma końcami i przewiesiłam sobie na szyi by móc podtrzymywać sobie bezużyteczną rękę. Usiadłam na plaży i zaczęłam myśleć co dalej. W oddali ujrzałam znany mi już z dzisiejszej nocy klif. Zastanawiałam się jak dałam radę przeżyć ten skok, oraz jak przedostałam się ten spory kawałek, aż do plaży. Myślałam o chwili kiedy w nocy po wylądowaniu w wodzie zauważyłam coś wpadającego do wody oraz rozchodzącą się od razu dookoła krew.
   Zaczęłam ryczeć, gdy uświadomiłam sobie, że tym czymś był Hector. Chłopak skoczył tuż za mną z klifu. I zabił się, zapewne lądując centralnie na jednej z ostrych skał.
   -Czemu to zrobiłeś! - krzyknęłam na głos, nie mogąc powstrzymać łez.
Pomimo, że zdążył zrobić mi krzywdę, serce bolało mnie po jego stracie. To nie możliwe, że zaczęłam darzyć go jakimś uczuciem, a z resztą przecież to teraz i tak nie ważne. Chłopak już nie nie ma, on już nie żyje. Nie potrafiłam patrzeć na rozchodzący się klif w oddali. Byłam smutna i rozhisteryzowana tym co się wydarzyło.
   -Hector, czemu żeś to zrobił! Dlaczego!? - wołałam, czekając naiwnie na odpowiedź, której i tak nie dostanę, bo go już nie było na naszym świecie.
Wstałam i nie wiedząc co robię zerwałam kilka dzikich dużych kwiatów, poukładałam je na dużym liściu palmy, identycznym który teraz robił za mój opatrunek na ramieniu i gdy uznałam, że jest ładnie, położyłam go na wodzie. Fale zabrały go daleko w głąb oceanu.
   Ból mojej rany na ramieniu zanikł, przyćmiony bólem mojego serca. Przed oczyma cały czas miałam widok bąbelków, które potworzyły się pod wpływem wpadającego do wody Hectora. Wszystko w tamtej chwili nagle stało się czerwone. Jak gdyby jeden z bąbelków zawierała czerwony barwnik i przebiła się. Jednak wiem, że to nie był powód bańki.
  Po jakiejś godzinie w moim sercu panowała totalna pustka. Łzy już nie ciekły po moich policzkach. Czułam się, jak gdybym w ogóle nie siedziała na tej plaży duszą. Jakby pozostało samo ciało. Chciałam cofnąć czas. I nie skoczyć z tego klifu, tylko po prostu puścić się z biegiem zdarzeń. Wiem, że byłabym bardziej skrzywdzona przez chłopaka, ale jednak nadal by żył. Siedziałabym teraz pewnie znowu przy wodospadzie i patrzała za złością na Hectora, który co chwila podchodził by do mnie i namawiał na zbliżenie się. Chłopak by żył.
   Sama nie wiedziałam co myśle, w jednej chwili wstałam i ruszyłam plażą przed siebie. Moja ręka cały czas była oparta o lianę, która zwisała zawieszona na mojej szyi. Co jakiś czas podtrzymywałam sobie ramię drugą rękom, by mniej bolało. Starałam się iść brzegiem, by mieć jak najrówniejsze podłoże. Cały czas zamyślona, ale jednak w mojej głowie panowała całkowita pustka. Co jakiś czas odwracałam się za siebie i patrzałam czy gdzieś z wody nie wychodzi Hector. Miałam jakąś nadzieje, na to, że żyje i za chwile ponownie zobaczę go, goniącego za mną. Jednak za każdym razem nikogo nie dostrzegłam. Byłam wykończona psychicznie jak i fizycznie.
   Zatrzymałam się na chwile, by zmienić "opatrunek" na mojej ręce. Rana przez cały czas krwawiła, krew sączyła się kapiąc mi na nogi. Za mną pozostawał cieniutki, lekko widoczny szlaczek z kropli krwi. Chciałam umrzeć. Cieszył mnie jednak fakt, że jeśli krew nadal nie przestanie lecieć z mojej rany, to śmierć w dobrym wypadku nadejdzie dzisiaj w nocy.
Z oddali ujrzałam drzewka z pomarańczowymi owocami. Gdy doszłam bliżej, okazało się, że te owoce to pomarańcza. Byłam spragniona i głodna i nie zastanawiając się czy to z pewnością mi nie zaszkodzi zaczęłam jeść słodki miąższ. Nie obchodziło mnie, czy to czasem nie jakiś gatunek trujący, już i tak nie pozostało mi dużo godzin życia.  Zerwałam sporo dojrzałych owoców i usiadłam, opierając się o drzewo. Uznałam, że posiedzę tutaj, prześpię się i poczekam, aż w końcu obudzę się już nie na tym świecie. Byłam strasznie zmęczona, więc sen nadszedł bardzo prędko.

   Śnił mi się dom rodzinny. Stałam przed nim i wpatrywałam się w przedni ogród, który był zawsze pięknie zrobiony dzięki mojemu ojcu. Spojrzałam na moje okna, w których dostrzegłam samą siebie, krzątającą się po pokoju. Byłam ciekawa co właśnie w tym momencie robiłam. Z ciekawości weszłam do środka jak gdybym była człowiekiem, otwierając frontowe drzwi i pierwsze co rzuciło się w moje oczy to Zayn, który siedział na kanapie, był wychudzony, lecz uśmiechnięty i szczęśliwy. Miał lekki zarost, a nie taki gęsty jak teraz na wyspie. Przypominał mi tego Zayna, którego poznałam na statku. Bardzo przystojnego Zayna. Koło niego siedział Niall z,
jak zawsze rozbawioną. Sherii na jego kolanach, oni również wyglądali źle, byli jacyś szarzy, chudzi, wyglądali na chorych. Pod oczami dziewczyny były sine, zapadnięte worki. Nie wyglądała dobrze, z resztą tak samo jak Niall. Sherii, której twarz była bardziej koścista niż zawsze, zaczynała się w blondyna, a ten jedynie całował ją w nos w rewanżu. Rozmawiali razem, śmiejąc się. W kuchni była moja mama i jak zwykle rozmawiała z matką Sherii oraz z kobietą, której nie znałam, były strasznie szczęśliwe. Do domu wszedł mój ojciec wraz z tatą Sherii, przeszli przez pokój i wyszli tylnymi drzwiami na ogród. Czyli jak zawsze, gdy przychodził ojciec Sherii, szli do garażu, by pogadać o męskich sprawach. Sherii w tym samym momencie weszła na pare schodków w górę i zaczęła coś krzyczeć, jednak nic nie słyszałam. Po chwili z góry zeszłam ja, Zayn od razu wstał i mocno przytulił mnie do siebie, biorąc na ręce. Usiadł ze mną na kanapie i pocałował. Moja mama patrzyła na nas wręcz prze szczęśliwa. Następnie między mnie i Zayna wcisnęła się moja młodsza siostra, śmiejąc się. Cała atmosfera była fantastyczna. Tęskniłam za czymś takim, choć jeszcze tego nie przeżyłam i raczej nie będzie mi dane przeżyć.


OD AUTORKI: Dziękuję Wam bardzo za wszystkie komentarze :) Mam nadzieje, że i ten rozdział się Wam spodobał :)
Pozdrawiam! :) :*


czwartek, 25 września 2014

Rozdział 13 - Ucieczka


  Czułam się upokorzona po ostatniej kąpieli z Hectorem oraz nocy, w której ponownie dobierał się do mnie. Przez pół następnego dnia siedziałam skulona pod drzewem za wodospadem i pragnęłam by tylko chłopak do mnie nie podchodził, jednak robił to co po chwile. Jedyną dobrą rzeczą było to, że w końcu nie chodziłam z pustym brzuchem i gdy tylko zachciało mi się pić, miałam dostęp do słodkiej wody.
   -Może się wykąpiemy Kochanie? - spytał Hector z uśmiechem.
   -Nie mam ochoty. - odpowiedziałam.
   -Przecież nie było tak źle. Nie przesadzaj, byłem delikatny.
 mojej głowie ponownie zagościły ponure wspomnienia, które wywoływały u mnie ciarki na ciele oraz łzy w oczach. Chłopak podszedł do mnie i pogłaskał po policzku.
   -Trzeba było brać przyjemność z tego tak jak ja, następnym razem tak zrób.
   -Nie będzie następnego razu. - stwierdziłam pod nosem.
   -Co mówiłaś Skarbie?
   -Nic... pytałam kiedy mnie wypuścisz.
   -Wtedy kiedy mi obiecasz, że wyjdziesz za mnie.
   -Słucham?! - krzyknęłam. - mogę Ci obiecać, gdy będe pewna, że obydwoje zginiemy!
   -Zabawna jesteś. - zadrwił i cmoknął mnie w usta. - przeżyjemy, przeżyjemy.
   -Czyli jak Ci obiecam, że za Ciebie wyjdę to zabierzesz mnie z
 powrotem na plaże, do reszty? Więc obiecuje Ci to.
   -Nie tak szybko, chcę to usłyszeć szczerze od Ciebie. Dopóki nie poczuje szczerości w Twoich słowach i dotyku, siedzimy tutaj.
   -Kurwa. - powiedziałam do siebie, chowając twarz w dłonie.
   -To co? Mała kąpiel?
   -Nigdy więcej. - odparłam krótko i kucnęłam przy brzegu by napić się wody.
   -W takim razie idę rozpalić ognisko na noc, a jak zachcesz się wykąpać to mnie zawołaj.
   Hector poszedł szukać suchych gałęzi by rozpalić ognisko, zaś ja zaczęłam myśleć o ucieczce. Ostatniej nocy chłopak w miarę szybko zasnął, więc może i tej nocy stanie się tak samo. Wzięłam pod uwagę, że wczoraj chłopak musiał być bardzo wymęczony moim porwaniem, moją ucieczką i innymi pobocznymi zdarzeniami, które niestety miały miejsce. Jeśli będę miała szczęście to uda mi się dzisiaj w nocy po cichu uciec, a gdy Hector się obudzi będę już daleko stąd. Nawet gdybym nie znalazła drogi na plażę, uda mi się mu uciec, a szansa na to, że mnie znajdzie będzie nikła.
  Usiadłam na jednym z dużych kamieni i zaczęłam rozglądać się w którą stronę zacząć uciekać, gdy nadejdzie już noc. Nie myślałam o tym, że mogę się zgubić, albo natknąć na jakieś dzikie zwierze, teraz mnie to zupełnie nie obchodziło. Ważne było by uciec Hectorowi, by być z dala od niego.

   Wszystkie następne godziny spędziłam na krzątaniu się w pobliżu naszego obozowiska. Chciałam znaleźć najcichszą drogę, którą zacznę uciekać. Oczywiście, przez cały ten czas byłam pod bacznym okiem chłopaka. Obserwował każdy mój krok, każde schylenie, każde kucnięcie, każdy chwilowy postój i przez pewien czas nawet wydawało mi się, że Hector zaczyna coś podejrzewać. W końcu od kilkunastu godzin rzadko nawet szłam na stronę i tylko siedziałam skulona pod jedną z palm, a teraz od paru godzin jestem na nogach, więc nie zdziwiłam się, gdy chłopak w końcu spytał:
   -Kotku dostałaś owsików? Co Cię tak dzisiaj nosi?
   -Gorąco mi strasznie i coś brzuch mnie boli. - wymyśliłam i dalej kontynuowałam moje spacerowanie.
   -Może Ci go wymasować? - zapytał, a ja zostawiłam to bez komentarza.
   Zaczęło robić się już ciemno, więc usiadłam przy ognisku. Przez te parę godzin udało mi się znaleźć najlepszą ścieżkę, którą podążę, gdy tylko chłopak zaśnie. Hector był we wodzie i co chwila zachęcał mnie do dołączenia.
   -Nie. - odpowiadałam krótko za każdym razem.
Choć w prawdzie miałam cholerną ochotę wskoczyć do tej przyjemnej wody, by odgonić się choć na chwile od insektów. Latało tutaj mnóstwo komarów, jak widać bardzo im odpowiadało miejsce koło zbiornika z wodą oraz światło które dawało ognisko. Próbowałam je ignorować, lecz nie było to możliwe. Moje myśli znowu były na plaży. Myślałam co robi reszta, jak im się powodzi. Czy coś nie wydarzyło się Sherii? Albo Zaynowi? Czy myślą o mnie? Czy może już stracili nadzieje na odnalezienie mnie. Czy w ogóle mnie szukali? Ponownie marzyłam o wydostaniu się z tej wyspy. Cofnęłam się do dni, gdy znalazłam dwa bilety pod moim drzwiami na rejs do Puerto Rico, wspominałam moje szczęście jakie wtedy czułam, że w końcu spędzę wymarzone wakacje razem z Sherii. Przypominałam sobie jak pakowałam wszystkie rzeczy do torby, jak moja mama pomagała mi szykować wszystko i przypominała bym niczego nie zapomniała zabrać ze sobą. Chciałabym ją jeszcze kiedyś zobaczyć, choćby na chwilę i jej podziękować za wszystko. Cofałam się myślami do dnia na który tak czekałam, czyli dzień naszego wyjazdu. Gdy podniecone jechaliśmy do portu i niecierpliwie czekałyśmy by wejść na pokład. Gdy ujrzałyśmy wspaniały pokój w którym miałyśmy spędzić, aż tydzień. Uśmiech pojawił się na mojej twarzy, gdy przypomniało mi się w jakich okolicznościach spotkałam po raz pierwszy Zayna. Weszłam w niego i o mało co nie oblałam napojem, które miałam wtedy w ręku. Przed oczyma ujrzałam jego wspaniały pierwszy uśmiech do mnie. Jego i Sherii także bym chciała zobaczyć, chociaż po raz ostatni.
   -Kładziesz się? - spytał Hector, wynurzając mnie z rozmyśleń.
   -Kładę. - odpowiedziałam i wtuliłam się w chłopaka, na co on cicho zamruczał.
   Od razu poczułam znużenie, jednak z całej siły próbowałam rozbudzić swój mózg, by czasem nie zasnął. Czekała mnie w końcu nocna ucieczka. Położyłam się na klatce piersiowej chłopaka, dzięki temu sam mnie nie objął, czego się martwiłam, bo miałabym trudność ze wstaniem, gdy zaśnie. Jednak chłopak był zadowolony z naszej bliskości. Bicie jego serca strasznie mnie nużyło, ale w końcu poczułam, że jego klatka piersiowa już nie podnosi się tak gwałtownie, a jego oddech stał się płytszy. Hector zasnął. Podniosłam głowę i spojrzałam na niego, Hector nie zareagował, więc postanowiłam powoli zacząć się podnosić. Byłam strasznie zdenerwowana, cholernie bałam się, że chłopak się przebudzi. Pomału i spokojnie usiadłam na kolana, cały czas obserwując Hectora. Udało mi się wstać i zaczęłam powoli oddalać się od śpiącego chłopaka. Hector przewrócił się na bok i zaczął cicho pochrapywać, a mi stanęło serce ze strachu. Już byłam pewna, że się obudził. Zaczęłam wchodzić w głąb dżungli, cały czas szłam tyłem, modląc się by moja ucieczka powiodła się i wpatrywałam się w chłopaka, który na szczęście nie ruszał się. Powoli chłopak znikła z mojego pola widzenia, gdy w końcu zniknął, odwróciłam się i puściłam się biegiem przed siebie. Adrenalina napłynęła do moich żył i czułam jak pomimo zmęczenia wciąż przyspieszam tempa. Cały czas bałam się, że jednak jakimś cudem chłopak mnie znajdzie, wiedziałam, że wtedy zrobi mi na prawdę prawdziwą krzywdę. Hector był chory, powoli zdawałam sobie sprawę, że Olivię musiał tak samo traktować. Usłyszałam męski krzyk, który rozszedł się echem po lesie. Poczułam się jak porażona prądem. Hector przebudził się i zajarzył, że uciekłam. Ponownie dostałam zastrzyk adrenaliny. Biegłam omijając drzewa, uważając by się nie potknąć o nic. Cały czas wydawało mi się, że chłopak jest tuż za mną. A może rzeczywiście był już tuż z mną? Z oddali usłyszałam szum wody, nie byłam pewna czy moje marzenie się spełniło i jestem blisko plaży, czy po prostu znowu zaraz pojawi się przede mną zbiornik wody i wodospad, przy którym byłam więziona. I okaże się, że biegłam w kółko. Dźwięk zaczął być coraz głośniejszy i zaczął wiać wiatr.
Strasznie się ucieszyłam, ze szczęścia, aż zaczęły płynąć mi łzy, które utrudniały mi bieg po ciemku. W końcu dżungla stała się mniej gęsta, a ja nadal nie potrafiłam dostrzec plaży. Wiatr był coraz silniejszy, a dźwięk taki jakbym była już przy wodzie. Przystanęłam, rozejrzałam się i po chwili uświadomiłam, że to nie plaża.Jestem na klifie.
 Podbiegłam truchtem do krawędzi. Plaży na dole nie było, były tylko ostre kamienie, które wychodziły z wody. Chwile popatrzyłam w dół i zaczęłam myśleć w którą stronę teraz. Oczywiście nie brałam pod uwagę skoku w dół. Klif miał z jakieś kilkadziesiąt metrów wysokości. Oddaliłam się od krawędzi, by czasem nie spaść. W tym samym momencie, z dżungli wyszła czarna postać, byłam przerażona.

   -Chciałaś uciec. - powiedział spokojnie, jednak zdenerwowanie dało odczuć się w jego głosie. Poczułam paraliż całego ciała.
   -Hector? - zapytałam nie pewnie.
   -Już nie Hector, teraz twój najgorszy koszmar.
Z moich ust wydostało się głośnie jęknięcie, pomyślałam ostatni raz o mojej rodzinie, Zaynie i Sherii i nie myśląc długo zaczęłam biec ponownie w stronę klifu. Rozpędziłam się i gdy moja noga ostatni raz mogła zetknąć  się z ziemią, skoczyłam w przepaść. Wolałam umrzeć, niż żyć jak Olivia.


OD AUTORKI: Mam nadzieje, że rozdział się podobał, następny wstawię za tydzień. Jeśli rzeczywiście będzie rozdział się Wam podobał to piszcie, a ja rozważę by następny dodać prędzej, ponieważ już mam go napisanego :) 

czwartek, 18 września 2014

Rozdział 12 - Obóz przy wodospadzie

*  (jedna gwiazdka. Pamiętasz co oznacza? Lekkie zabarwienie erotyczne.)

   Przebudziłam się z bólem głowy, jakiego już dawno nie miałam. Leżałam oparta o wysoką palmę. Rozejrzałam się, lecz nie mogłam skojarzyć sobie tego miejsca z żadnym, które już dotychczas poznałam. Usłyszałam nieopodal szum wody i przez chwile myślałam, że jestem w pobliży plaży. Próbowałam sobie przypomnieć co się stalo i gdzie byłam wczorajszej nocy. Pamiętałam jedynie to, że razem z Zaynem i Harrym wyruszyliśmy do dżungli w poszukiwaniu niezbędnych rzeczy. I, że spędziliśmy jedną noc w dzikim lesie, ale wspomnienia z dnia wczorajszego jakby wyparowały. Pomału podniosłam się i ruszyłam w stronę dochodzącego
do mnie odgłosu szumu wody. W końcu moim oczom ukazał się mały zbiornik wody, do którego po przepięknie błyszczących się skałach, spływał wodospad.
   -Słodka woda. - powiedziałam do siebie i przyspieszyłam.
Szybko kucnęłam przy brzegu. Byłam spragniona, więc bez większych ceregieli zaczęłam pić wodę, a raczej połykać ją. Chciałam do niej wskoczyć, jednak poczułam, że coś trzymało moją nogę i uniemożliwiało mi wejście do wody. Zauważyłam węzeł na mojej kostce oraz line biegnącą w stronę z której przyszłam. Byłam przywiązana?
  Zaczęłam próbować odwiązywać linę, która wydawała mi się zrobiona z jakiejś liany, ale wszystkie próby szły na marne. Węzeł zawiązał ktoś bardzo doświadczony. Wówczas przypomniało mi się wczorajsze zdarzenie.
   -To w razie jakbyś chciała uciec. - odezwał się męski, bardzo niski głos.
Na drugim brzegu stawu stał Hector. Chłopak był bez koszulki i dumnie prezentował swój umięśniony tors.
   -Mam nadzieje, że spodoba Ci się tutaj. - dodał i ruszył w moją stronę.
Byłam wystraszona i zaczęłam przesuwać się po ziemi, by być z dala od niego. Chłopak chwycił za linę do której byłam przywiązana i zaczął ciągnąć ją w swoją stronę. Ból w wyniku tego był tak mocny, że posłusznie przyczołgałam się bliżej.
   -Czemu mi to robisz? Co chcesz ode mnie? - zapytałam, a łzy same pociekły mi po policzkach.
Chłopak kucnął przy mnie i przytrzymując jedną ręką moją brodę, drugą starł łzy.
   -Ponieważ Cie kocham. - odparł krótko.
   -Co kurwa? Masz Olivie, odczep się ode mnie. Ja Cię nie kocham. - krzyknęłam, lecz chłopak nie przejmując się wstał i ruszył w swoją stronę.
   -Jeszcze pokochasz. - odkrzyknął i pierwszy raz w życiu dało się widzieć na jego buzi lekki uśmiech.
Chłopak zniknął za wielkim głazem, a ja szybko wstałam i nie myśląc długo zaczęłam biec w stronę gęstej dżungli. Biegłam dość długo, co chwila obracając się czy Hector mnie nie goni, aż w końcu lina się skończyła i wylądowałam rozłożona na ziemi.
   -Au. - jęknęłam pod nosem i prędko wzięłam się za rozwiązywanie węzła przy mojej kostce. Zauważyłam lekko krwawiącą ranę na mojej kostce, która była wynikiem ciasno przywiązanej linki do mojej kostki. Wzięłam jakiś kamień i nie zważając na ból, próbowałam przeciąć lianę o niego, ale nic to nie dawało. Coraz bardziej się denerwowałam, ponieważ czas leciał i za chwile mógł tu pokazać się Hector. Łzy napływały mi do oczu przez co widziałam wszystko zamazane. Lekko przybliżyłam się, by lina nie była aż tak napięta i zaczęłam próbować przegryźć ją. Na marne, pomyślałam, gdy usłyszałam jak ktoś biegnie w moją stronę. Zwinęłam się w kulkę ze strachu.
   -Chciałaś uciec... chcesz byśmy się pogniewali? - zapytał retorycznie i wziął mnie na ręce.
Przeszedł ze mną paręnaście metrów. Byliśmy znowu przy stawie. Odłożył mnie przy brzegu, a linę przywiązał przy pobliskim drzewie.
   -Tak byś była bliżej mnie i za daleko nie uciekła Skarbie. - wytłumaczył.
   -Chcę do Sherii i Zayna. - wykrzyknęłam.
   -Spokojnie. Kiedyś jeszcze zobaczysz przyjaciółkę, a o tym chłopaku nie wspominaj przy mnie. I najlepiej zapomnij. Obiecuje Ci, że go zabije przy najbliższej okazji.
   Zaczęłam panikować, nie potrafiłam powstrzymać łez. Hector podszedł do mnie i przytulił, a ja zaczęłam się wyrywać. Wnet chłopak przytrzymał mi ręcę, które od niespełna chwili okładały go pięściami
   -Spierdalaj ode mnie. - przeklęłam, lecz chłopak nic sobie z tego nie zrobił i mocno przycisnął swoje usta do moich.
   -Kocham smak Twoich ust. Nawet z lekkim posmakiem krwi. - wyznał i odszedł.
Szybko nachyliłam się nad wodą, która pomimo fal, przypominała lustro. Miałam brudną twarz i poraniony policzek, który leciutko krwawił. Omyłam dokładnie twarz wodą i przysiadłam skulona przy drzewie. Miałam mętlik w głowie, myślałam najwięcej o Zaynie i Sherii. Czy Zayn widział albo słyszał jak Hector mnie ogłuszył i porwał? Czy szukają mnie? Czy chłopacy wrócili już na plaże? Może nie mają pojęcia co się stało i nie potrafią dodać dwóch do dwóch. Zniknięcia Hectora i mnie. Zastanawiałam się także nad Olivią, czy on także ją w ten sposób traktował by z nim była? Obserwując Olivie, widziałam, że jest szczęśliwa z Hectorem, ale może to on ją zmusił? Bardzo się bałam, nie wiedziałam co mam się spodziewać po nim. Czy nie zrobi mi krzywdy?
  Po jakiejś godzinie zauważyłam kręcącego się nieopodal Hectora. Nosił coś, przekładał, krzątał się. Wreszcie spojrzał na mnie i przywołał ręką. Nie zareagowałam na jego machnięcie i ponownie schowałam twarz w dłonie.
   -Teraz zjemy razem kolacje. - powiedział chłopak i wziął mnie na ręcę.
  -Sama pójdę. - krzyknęłam. - która jest godzina?
  -Nie wiem Skarbie ale zaraz będzie się ściemniać.
Chłopak wskazał głową na rozłożone nieopodal rozłupane kokosy, usmażone ryby.
  -Takiej kolacji na plaży nie mieliśmy. - odezwał się. - dzięki mnie najesz się do syta Kochanie.
  -Nie nazywaj mnie tak. - warknęłam i rzuciłam się na rybie mięso.
  -Jedz Kochana.
  -Kurwa. Nie nazywaj mnie tak. Nie jestem dla Ciebie nikim i Ty dla mnie także!
Chłopak wstał ze złością i zbliżył się do mnie, a mnie ciarki przeszły ze strachu po całym ciele.
  -Będę nazywał Cię jak będę chciał, zrozumiano? - krzyknął, a jego zachowanie odwróciło się o 180 stopni.
Szybko wstałam i odeszłam od niego. Łzy znowu cisnęły mi się w oczach. Nie wiedziałam, gdzie się podziać, chciałam by mnie nie widział. Zauważyłam drzewo lekko skryte po boku wodospadu i choć lina już ledwo dawała radę tam dotrzeć, usiadłam przy nim ignorując ból nogi. Zauważyłam, że chłopak ponownie zmierza w moją stronę, byłam wkurzona, ale nie na tyle odważna by się do niego odezwać.
  -Nie uciekniesz? - zapytał. Pomachałam przecząco głową, choć w myślach już układałam plan ucieczki.
  -W takim razie rozwiążę Ciebie, ale jeśli mi zwiejesz i nie będziesz współpracowała to przyrzekam, że przywiążę Ciebie do pół metrowej linki.
Chłopak rozwiązał mnie i zaczął ściągać spodnie. Opuściłam wzrok, byłam przerażona i onieśmielona, gdy kątem oka zauważyłam, że jego majtki również wylądowały na ziemi.
   -Chodź sie ze mną kąpać Kotku. - zaproponował podając mi rękę.
   -Nie chcę. Ubierz się, bo nie mam ochoty Ciebie oglądać.
   -Ale ja mam ochotę Ciebie.
Hector chwycił mnie za nadgarstki i pociągnął ku górze. Zacisnęłam mocno oczy, gdy chłopak siłą ściągnął mi koszulkę, a potem spodnie. Już szykowałam się na najgorsze, gdy usłyszałam plusk wody. Otwarła oczy i zauważyłam, że chłopak zrezygnował i pozostawił mnie w bieliźnie.
   -Wskakuj. - krzyknął, przecierając swoje ciemne, mokre od wody włosy. - bo sam Cię wrzucę, ale nie pozostawiając na Tobie już nic.
Posłusznie weszłam do wody, nie była aż tak ciepła ale przez to było bardzo przyjemnie w niej siedzieć. Zaczęłam pocierać swoje ciało pod wodą by pozbyć się piasku i brudu, którego już sporo nagromadziło się przez te trzy dni przebywania w dżungli. Chłopak podpłynął do mnie i wziął mnie na ręcę. Pod wodą zaczął dłońmi badać moje ciało, jego dotyk dało się porównać do parzącego kubka. Każdy jego dotyk wręcz bolał. Łzy wypływały z moich oczu i gdyby nie szum wodospadu to dałoby się usłyszeć plusk, gdy stykają się z taflą wody. W końcu jego dłonie zatrzymały się na zapięciu od mojego stanika. Byłam wyczerpana i nawet nie próbowałam reagować, gdy go ściągnął. Jego ręce ponownie zaczęły dotykać moje ciało, badając nowe, nieznane jeszcze mu miejsca. Modliłam się by już skończył i dał mi spokój. Pragnęłam takiego dotyku ze strony chłopaka, którego kocham. A to był po prostu najprawdziwszy gwałt.

OD AUTORKI: Następny rozdział postaram się wrzucić za tydzień :)
Polecam serdecznie opowiadanie "W potrzasku" co prawda nie znajdziemy w nim żadnych sławnych osób, lecz jeśli ktoś uwielbia, tak jak ja opowiadania z akcją to na prawdę wciąga! Jest super, sami zobaczcie, podaje linka : http://wpotrzasku-grilloo.blogspot.dk/ 

wtorek, 9 września 2014

Rozdział 11 - Porwanie


  - Wstawać gołąbki! - krzyknął Harry i kopnął kłodę
o którą spaliśmy oparci razem z Zaynem.
  -Au! - wrzasnęłam, gdy moja głowa zderzyła się z ziemią.
  -Wstawaj - powtórzył chłopak o lokowanych włosach i kucnął przy Zaynie, który pomimo upadku nie obudził się.
  -Która jest godzina? - zapytałam, wyciągając się i rozglądając po okolicy.
  -A czy ja Ci wyglądam na zegarek - odpowiedział ironicznie Harry. - wstawajcie bo musimy iść dalej.
  -Słyszałeś?! - zareagowałam na nagły i dziwny odgłos niedaleko nas.
  -Wydawało Ci się Abi - odezwał się Zayn, budzą się i leniwie wyciągając jak gdyby obudził się we własnym łóżku.
Może miał rację, ten szelest był tylko wybrykiem mojej głowy. Nasza wędrówka w poszukiwaniu wody, żywności oraz innych niezbędnych do życia rzeczy ponownie rozpoczęła się. Szliśmy gęsiego odganiając namolne latające robaki. Rękoma przytrzymywaliśmy liście nieznanych nam krzaków oraz małych drzew. Było tak gorąco, że krople potu ciągle spływały mi po czole, chciało mi się pić i marzyłam o kąpieli w morzu. Co godzinę coraz bardziej zagłębialiśmy się w dżunglę. Jednak nic nie mogliśmy znaleźć, nic co byłoby dla nas przydatne.
   -Odpocznijmy proszę. - powiedziałam i padłam na ziemię.
Byłam wykończona, głodna, spragniona, nie chciało mi się żyć. Ciuchy lepiły mi się do ciała. Muchy, komary i inne dziwne owady latały koło nas jak nad spragnionym posiłkiem. Mieliśmy szczęście, że nie spotkaliśmy na drodze jakiś dzikich, agresywnych zwierząt, których jest tutaj pewnie mnóstwo.
   -Musimy iść dalej, za niedługo może być już szaro. - zarządził Harry. - myślę, że to będzie nasza ostatnia noc tutaj, jutro wracamy na plaże. Jeśli będziemy mieli szczęście to może w drodze powrotnej znajdziemy coś, by nie wrócić z pustymi rękoma.
   -Miejmy nadzieje. - powiedział Zayn i ruszył przed siebie.
Tym razem to Zayn szedł pierwszy, ja za nim, a tuż za mną Harry. Gorąca temperatura nawet nie miała zamiaru spaść choć o dwa stopnie. Ledwo przebierałam nogami, co chwila potykając się o gałęzie i kamienie. Byłam strasznie wyczerpana.
   -Nie mamy po co iść dalej Harry. - odezwał się w jednej chwili Zayn. - nic nie znajdziemy. Robi się już szaro, za chwile już nic nie zobaczymy.
   -Zayn ma rację, niebezpiecznie dla nas jest iść dalej. - dodałam. - słyszycie?
   -Co znowu Abi? - parsknął Harry.
   -W tamtych krzakach coś szeleściło. Jestem pewna, że mi się nie wydawało.
   -Jest gorąco, mi też podczas drogi wydawało się, że coś widzę, ale tego na prawdę nie było. Jesteśmy spragnieni i zmęczeni. - wytłumaczył Hazza i zaczął odgarniać sobie kamienie, by móc się położyć na ziemi.
   -Uspokój się i chodź do mnie. - powiedział Zayn i machnął do mnie ręką.
   -Za chwile, muszę iść załatwić swoje sprawy. - odpowiedziałam i poszłam w jakąś stronę by znaleźć miejsce gdzie nikt mnie nie zobaczy. Chwila zdenerwowania i krępacji i już mogłam wstać i wrócić do obozowiska.
  -Część Abi. - usłyszałam nagle głos dochodzący z krzaków.
  -Matko, Zayn wystraszyłeś mnie. Nie rób tak! - warknęłam na niego.
  -Przepraszam Słońce. Wszystko dobrze? - zapytał.
  -Tak wszystko w porządku, tylko mnie więcej nie strasz, bo wiesz jaka jestem strachliwa. Harry śpi?
  -Tak śpi, a co?
  -Tylko tak pytam. - przyznałam, uwiesiłam się na jego szyi i przywarłam do chłopaka. Zayn mocno przycisnął mnie do siebie i odwzajemnił pocałunek, powoli zmieniając go w namiętny.
  -Idziesz spać? - przerwałam i odwróciłam się w drugą stronę, mając zamiar ruszyć do miejsca w którym został Harry.
  -Czego się boisz? Nic Ci nie zrobię. - powiedział Zayn i przycisnął mnie od tyłu do siebie.
Położył dłonie na moich biodrach i zaczął całować mój kark. Odchyliłam głowę do tyłu i oparłam ją o ramię chłopaka. Jego pocałunki były delikatne i czułe. Ciarki przeszły mnie po całym ciele, gdy dłoń Zayna powędrowała na mój pośladek. Chłopak usiadł na pobliskim kamieniu, a ja usiadłam okrakiem na jego kolanach.
  -Wiesz, że jesteś piękna? - zapytał retorycznie, a ja się nieśmiało zaśmiałam. Zayn zaczął odgarniać moje ciągle wilgotne włosy i całować mnie po twarzy. Zmniejszył przerwę pomiędzy naszymi klatkami piersiowymi, dociskając mnie ręką do siebie. Moje nogi zawinęły się w okół jego pasa. Pare razy przycisnął moje biodra mocniej do swoich. Ponownie zaczął mnie całować, tym razem po szyi.  Po chwili jego ręce zaczęły wędrować po całym moim ciele, doprowadzając mnie do mocnego wypuszczenia powietrza zmieszanego z cichym jęknięciem.
   -Ha... Harry... - wyjęknęłam.
   -Mam na imię Zayn. - powiedział, a w jego głosie dało się usłyszeć lekkie zdenerwowanie.
   -Wiem. - zaśmiałam się. - chodzi mi, że Harry jest niedaleko.
   -Przecież nie usłyszy jak będziemy cicho. Nie martw się.
Może miał rację, ale jednak miałam dziwne uczucie jakbyśmy nie byli sami i nie potrafiłam się rozluźnić i ponieść emocją. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, że za chwile będę musiała być naga choćby od pasa w dół, tutaj w dżungli.
   -Przepraszam Zayn ale... ale nie potrafię. - odezwałam się spuszczając głowę.
   -Nie ma sprawy Abi. - odpowiedział i pocałował mnie w czoło, w ogóle się nie przejmując, że odrzuciłam jego propozycję do tej intymnej sytuacji.
   -Musze znowu iść tam gdzie król chodzi piechotą. - powiedziałam i schodząc z kolan chłopaka udałam się parę metrów dalej by załatwić swoje sprawy.
   -Dobrze, ja idę do Harrego. - odkrzyknął Zayn.
Przysiadłam gdzieś za wielkim liściem jakiegoś krzaku i zrobiłam na co nalegał mój organizm. Już miałam wracać do naszego obozu, gdy nagle poczułam kogoś ręcę na moich ramionach.
   -Oh, Zayn mówiłam Ci, nie strasz mnie. - warknęłam i odwróciłam się do chłopaka, który wydawał mi się Zaynem. - Co? Hector? Co Ty tu robisz?!
   -Bardziej mnie ciekawi gdzie Wy się podzialiście. - odpowiedział i zaczął dusić moje gardło. Udało mi się wypuścić ostatnie jęknięcie i poczułam jak moje ciało bezwładnie opada na ziemie.



OD AUTORKI: Rozdział następny, czyli 12 powinien pojawić się za jakiś tydzień, może wcześniej :)
Pozdrawiam! :*

środa, 3 września 2014

Rozdział 10 - Nocna wyprawa

   Większość z nas tego dnia była jakaś niemrawa, zapewne przez panujący tu wiecznie upał. Nawet w nocy temperatura wielce nie spadała od tej co była w dzień, gdy słońce widniało na szczycie nieba. Siedziałam w cieniu, który tworzyły ogromne liście palmy kokosowej i modliłam się by przez przypadek drzewo nie zrobiło mi figla i nie zrzuciło dojrzałych już prawie owoców.
Myśli o powrocie do domu, już chyba powoli każdemu przechodziły. Coraz rzadziej ktoś wspominał, że tęskni za domem. Rzeczywistość była straszna ale nic nam nie pozostało jak pogodzić się z prawdą.
   -Co robisz Abi? - zapytał Niall, który taszczył za sobą ogromy kawałek drewna.
   -Nudzę się, a ty? Po co to targasz?
Chłopak zarzucił sobie kłodę na ramię, jednak o mało co nie skończyło się to upadkiem.
   -Myślę by zbudować szałas, co ty na to? - odparł i nie czekając na odpowiedź poszedł w swoją stronę.
   Po chwili podszedł do mnie Hector.
   -Co on robi? - spytał zaciekawiony, spoglądając w stronę oddalającego się Blondyna.
   -Chce zbudować szałas. - odpowiedziałam krótko.
   -Powodzenia.
   -Uważam, że dobrze myśli. - przyznałam - przyda nam się schronienie. Choćby przed gorącym słońcem. Musimy prawie o każdej godzinie szukać
nowego cienia.
   -Wiesz kim ja byłem? - spytał mnie, odwracając się i idąc wzdłuż plaży.
   -Nawet nie wiem ile masz lat. A niby skąd mam wiedzieć resztę. - szłam tuż za nim.
   -23. I byłem wojskowym.
Mina Hectora była wciąż taka sama. Nie wyrażała żadnych emocji, prócz złości. Nawet gdy tulił się do swojej dziewczyny, był wciąż taki sam - poważny, a może zamyślony? W każdym bądź razie przyznam, że bardzo tajemniczy.
   -Byłeś? Czemu byłeś, a nie jesteś?
   -Zabiłem człowieka. - przyznał, przystając na chwile. Nagle dość dziwnie poczułam się w jego towarzystwie.
   -Myślałam, że na tym właśnie polega wasza praca. - odparłam, ukrywając odczucie odrazy do Hectora.
   -Nie, nie polega na tym co ja zrobiłem. - mówił idąc cały czas przed siebie - ale nie miałem innego wyjścia, musiałem to zrobić, w innym razie zginął by mój najlepszy przyjaciel.
   -Czyli uratowałeś go, to się nie zalicza do morderstwa. - przerwałam mu.
   -Wszystko się liczy. Zabicie to zabicie.
   -Więc czemu "byłeś", a nie jesteś wojskowym.
   -Ponieważ z innej strony wyglądało to trochę inaczej, niż mówisz. W oczach innych byłem mordercą, ponieważ widzieli, że zabiłem tego człowieka, nie w formie obrony innego. Z resztą nie ważne... końcowo wylądowałem w psychiatryku.
   -Ale broniłeś kolegę i takie są fakty...
   -Po tym czasie już sam nie wiem jak było. - powiedział i odwrócił się w moją stronę. Staliśmy tak chwilę wpatrując się w siebie. Pomimo tego, że chłopak zabił człowieka w obronie innego, dziwnie czułam się patrząc na niego. Nie miałam do niego zaufania.
  -A ty? - zapytał i ponownie zaczął iść przed siebie.
  -Ja? Ja nic niezwykłego nie przeżyłam. No... do teraz. - zaśmiałam się - skończyłam szkołę i chciałam spędzić wakacje razem z przyjaciółką. Ale wyszło jak wyszło.
   -Lubisz przygody co nie? - przystanął ponownie i spytał z innej beczki. W tym samym momencie jego lewa ręka powędrowała w stronę mojego biodra i znacznie mnie przybliżyła do niego. Stanęłam jak wryta, gdy swoją prawą dłonią delikatnie zaczął odgarniać moje wilgotne kosmyki włosów, które opadły na twarz. W pewnym sensie wystraszyłam się.
   -Wracam do innych. - odezwałam się nagle i szybko odwróciłam się na pięcie.
Chłopak stał jeszcze chwilę, po czym na nowo ruszył w swoim kierunku. Byłam lekko zszokowana tą, co prawda, drobną sytuacją. W drodze powrotnej zastanawiałam się o co mu chodziło, pytając mnie czy lubię przygody. Nie lubie, wolałabym być już w Porto Rico, a nie na zasranej bezludnej wyspie. No teraz to już zaludnionej wyspie.
   -Abi coś nie tak? - zapytała Sherii, gdy doszłam już do obozowiska.
   -Nie, wszystko dobrze, pić mi się chcę. - skłamałam i usiadłam na dużej drewnianej kłodzie - co się tak zapatrzyłaś na te drewno Sherii?
   -Nie, nic, a może jednak mała sprawa, ale w tajemnicy, ok? - przytaknęłam głową - dzisiaj w nocy za tą kłodą, na której siedzisz bawiłam się z Niallem.
   -Że co kurwa! - krzyknęłam i z obrzydzeniem wstałam jak poparzona - teraz mi o tym mówisz, fuj...
Przyjaciółka nie mogła powstrzymać śmiechu.
   -Ale zajebiście było - odparła rozmarzona i odeszła.
Ja za to by poczuć się bardziej komfortowo postanowiłam wykąpać się w morzu. Może słona woda zdezynfekuje moje obrzydzenie. Ściągnęłam z siebie ciuchy wierzchnie i wskoczyłam do ciepłej wody. Było bardzo przyjemnie. Co jakiś czas podnosiłam nogę i cicho pisnęłam, gdy pod nogami zauważyłam przepływającą kolorową rybkę. Nieopodal zauważyłam Harrego, który właśnie zmierzał w moją stronę.
   -Fajnie we wodzie? - spytał retorycznie i zaczął wchodzić głębiej. - myślę, by znowu zapuścić się w dżunglę.
   -Nie, to jest strasznie niebezpieczne. Już was nie puścimy tam.
   -W dżungli może być wiele przydatnych dla nas rzeczy i może się okazać, że nie będzie trzeba ich głęboko szukać. Tylko trzeba poszukać od innych stron plaży. Myślę, byśmy to my dzisiaj poszli.
   -My? Ja i Ty?
   -I Zayn, już mu mówiłem i stwierdził, że nie zostawi Cię i idzie z nami.
   -Jak to dzisiaj? Zaraz będzie się ściemniało. - podniosłam głos, a Harry uciszył mnie.
   -Nie tak głośno, pójdziemy jak wszyscy zasną. Myślę jeszcze by Hectora wziąć ale...
   -Nie! - przerwałam mu. - na pewno go nie bierzemy. Niech tu zostanie.
   -No dobra, czyli godzisz się?

   -Ok, niech będzie, boję się ale nich będzie.
Gdy słońce zaczęło chować się za krańcem morza, jak codziennie, chłopacy rozpalili ognisko. Dzisiaj wyjątkowo szybko wszyscy pokładli się spać i nasz plan mógł bardzo szybko się ziścić. Wstałam i poszłam załatwić swoje sprawy, a przy okazji rozejrzałam się czy wszyscy już śpią. Wyglądało na to, że tak, Sherii spała w objęciach Nialla, Louis chrapał leżąc bokiem odwrócony w stronę morza, Harry i Zayn leżeli i udawali, że śpią tak jak zaplanowaliśmy. Olivia, spała odwrócona twarzą do torsu Hectora i tylko ten czarnowłosy, tajemniczy chłopak wciąż wyglądał jakby na okrągło czuwał. Podeszłam jak najciszej do Harrego i dotknęłam go dając mu sygnał do wstania, po chwili zrobiłam to samo z Zaynem. Chłopcy wstali i po cichu oddaliliśmy się od grupy.
   -Więc gdzie zaczynamy naszą podróż? - spytał Zayn, gdy już byliśmy z dala od obozowiska.
   -Myślę, że możemy tutaj. -odpowiedział Harry i skręcił w stronę dżungli.
Miałam chwile zawahania by znowu wejść w tę dzicz, w której może nas spotkać wszystko.
  -Jestem cały czas za Tobą Abi. - powiedział opiekuńczo Zayn i delikatnie popchnął mnie stronę lasu. Chłopak chwycił mnie od tyłu za biodra i prowadził za Harrym.
W nocy było tutaj jeszcze bardziej przerażająco, niż w dzień, gdy słońce stara się przedostać przez gęste i duże liście przeróżnych dziwnych drzew. Odgłosy dżungli wywoływały u mnie ciarki na całym ciele. Szłam tuż za Hazzą, cały czas także trzymałam Zayna na tyle blisko, że czułam często jego dotknięcie.
   -Sądzę, że tutaj zrobimy sobie postój, na drzemkę. - zaproponował Harry.
   -Tutaj? O matko, to będzie najgorsza i najdłuższą noc w moim życiu. - przyznałam, na prawdę przerażona.
Harry położył się gdzieś pod drzewem, Zayn po prostu na ziemi, a ja przez dłuższy czas szukałam miejsca dobrego choćby na przykucnięcie. W końcu, gdy żadnego nie znalazłam, ukucnęłam przy Zaynie i próbowałam do niego zagadać, jednak chłopak był bardzo zmęczony i rozmowa się nie kleiła.
   -Chodź tu Abi. - powiedział i pociągnął mnie za ramię, tak, że wylądowałam koło niego. - i teraz śpij już Słońce.
   -Boję się, że nie przeżyjemy. - wyznałam wtulając się w niego.
   -Przeżyjemy, obiecuje Ci to, pamiętasz wtedy na morzu? Tam także Ci obiecywałem, że przeżyjemy i widzisz. Żyjemy i... i jesteśmy razem. - stwierdził i pocałował mnie.


OD AUTORKI: Rozdział 10 dodałam prędzej dlatego, że przez miesiąc zaniedbałam opowiadanie. Mam nadzieje, że się podobał. Wszystkie uwagi pozostawcie w komentarzach :) :)