piątek, 5 grudnia 2014

Rozdział 24 - "nie zapomnimy o sobie?"


Po następnym tygodniu szykowaliśmy się do wyjazdu powrotnego do Miami. Byłam już prawie spakowana. Nakupowałam sobie nowych ciuchów w mieście i szczerze powiedziawszy cała torba była pełna.
   -Spakowana? - spytał Zayn, wchodząc do naszego hotelowego pokoju.
   -Chyba tak, ale musisz mi pomóc zamknąć torbę. - poprosiłam chłopaka, lecz zanim to zrobił rzucił się na mnie i zaczął całować moją szyję.
   -Kocham cię Abi! - wyznał. - kąpałaś się już?
   -Ja ciebie także. Nie, nie miałam czasu jeszcze.
Chłopak spojrzał na mnie, uśmiechając się i pomógł mi wstać z łóżka. Następnie chwycił za biodra i popchał w stronę łazienki. Gdy weszliśmy do środka zamknął drzwi na klucz. Od razu chwyciłam za jego koszulkę i pomogłam mu ją zdjąć. Zaczął łapczywie całować moje usta. Unieruchomił mnie między sobą, a ścianką prysznica i pomógł ściągnąć ze mnie ubranie.
   -Podobasz mi się. - oznajmił.
   -Ty mi też kochanie.
Puściłam wodę i wepchnęłam go pod słuchawkę. Woda jeszcze nie odleciała z rur i była zimna, wiec chłopak odskoczył jak poparzony.
   -Tak się chcesz bawić? - zadrwił i szybko przyciągnął mnie na swoje kolana, sam siadając na murku w kabinie prysznicowej.
   -Zayn... - jęknęłam, gdy przycisnął moje ciało bliżej swojego, przysparzając mi dzięki temu wspaniałego uczucia.
W tej chwili przypomniał mi się nasz ostatni tak bliski raz w jaskini na bezludnej wyspie. Byliśmy sami w urokliwym miejscu, a nasze ciała otulała letnia woda. Odmienna od ciągle gorącej wody morza. Tego dnia, dzięki odkryciu telefonu w naszym szałasie, dostaliśmy zastrzyk nadziei na nasz ratunek. Choć logika już od dawna mówiła, by dać sobie spokój i zaakceptować to, że zostaniemy na wyspie do końca życia. Przekonaliśmy się, że nie można tracić nadziei. Nigdy.
   Hotelowa łazienka to może nie tak urocze miejsce jak przyciemniona jaskinia, ale bycie w tak bliskiej sytuacji z Zaynem zmienia nawet najgorsze położenie w najwspanialsze.
   -Dobrze ci? - zapytał, bez owijania w bawełnę.
   -Strasznie kochanie. - odparłam i przywarłam do jego ust.
   -Za godzinę wyjeżdżamy na lotnisko, więc może warto by było się pospieszyć skarbie. - wynurzył mnie ze wspaniałego stanu podniecenia.
 Wstałam, przepuszczając chłopaka, by mógł wyjść. Zayn owinął mnie ręcznikiem i pomógł wyskoczyć z brodzika prysznicowego. Wytarłam się i biorąc brudne rzeczy pod rękę, wyszłam z łazienki. Użyte ciuchy zwinęłam i schowałam do torby, zaś na siebie założyłam świeże i wygodne w sam raz na parogodzinną podróż.
   Nasze torby zostały ustawione w holu głównym hotelu, a nas zaproszono na pożegnalną kolację. Jednak nie miałam ochoty jeść, tak więc w drodze do restauracji zboczyłam z drogi i poszłam na ogromny taras widokowy. Wyjrzałam na zewnątrz i ze zdziwieniem spostrzegłam Harryego stojącego przy barierce.
   -Hej! Wszystko w porządku? - spytałam, a chłopak nerwowo się odwrócił.
   -Abi! Tak wszystko gra, a u ciebie?
   -Nie idziesz na kolacje? Za chwile się zaczyna.
   -Jakoś nie mam ochoty jeść, a ty? Co cie tutaj ściągnęło?
   -Tęsknota za wodą. - odparłam wpatrując się w zachodzące słońce za horyzont morza, które jeszcze nie dawno było naszą codziennością.
   -Wiesz? Ja trochę też za tym tęsknie.
Stanęłam koło Harryego i również oparłam się o barierkę. W tym samym momencie na taras wszedł Niall z Sherii, a tuż za nimi Louis.
   -Tęsknota za morzem? - zapytał Harry.
Jak widać trafił w sedno, gdyż oni zaśmiali się przytakując głowami. Niall cały czas trzymał rękę Sherii, nawet gdy podbiegła do mnie by mnie objąć ramieniem. Byli szczęśliwi, tym bardziej, że z ich dzieckiem wszystko dobrze, a ich rodziny się polubiły. Jednak jestem ciekawa wyrazu twarzy obu rodzin, gdyby okazało się, że to dziecko jednak nie jest Nialla, a Harryego, bądź Louisa. Jednakże wolę nawet nie wspominać takiej możliwości.
  -Jakieś posiedzenie? Chyba nie macie ochoty znowu wskakiwać do wody, co? - zadrwił Liam, który wraz z Zaynem dotarli na taras jako ostatni.
  -Cieszę się, że żyjecie. - dodał Liam z uśmiechem.
  -Wiecie co? Dziwnie mi się teraz żyje. Myślałam, że na wyspie była monotonia, ale to jednak w zwykłym życiu ona występuje. Tam było ciekawiej.
  -Mówi to osoba, która o mało nie straciła ręki. - odezwał się Niall. - chyba nie masz ochoty tam wrócić?
  -Chyba nie.
  -Mi też czegoś brakuje. Tych czynności, które trzeba było zrobić każdego dnia, by przeżyć. Tego morza, tych widoków, słońca. Tego, że nie będę miał was na co dzień, jak to było na wyspie. - wyznał Harry. - ciężko będzie się przyzwyczaić do normalnego życia. Szczerze wam powiem, że czuję się jakbym chciał tam wrócić.
   -Nie zapomnimy o sobie? - zapytałam, wpatrując się cały czas w rozchodzące się przed nami morze.
   -Nie ma takiej opcji. - odpowiedział Louis.
   -A tak właściwie jak to się stało, że Sherii jest w ciąży. Abi spadła z klifu. I skąd wytrzasnęliście telefon? - dopytał zaciekawiony Liam, a my wszyscy spojrzeliśmy na siebie z uśmiechem.
   -Liam to długa historia, opowiemy Ci ją w samolocie. - powiedziała Sherii i ruszyła z resztą w stronę szklanych drzwi prowadzących do środka.
Ja jednak zostałam. Nadal opierając się o barierkę, patrzałam na morskie fale i poświt, który został po zachodzącym słońcu. Na kolorowym niebie majaczyła czarna latająca plama. Śledziłam ją wzrokiem i myślałam czy aby na pewno zrobiłam dobrze z tym telefonem? Nie wiem, uważam, że tak, w innym razie moje życie skończyłoby się w najbliższych 6 miesiącach. Nie myślałam egoistycznie, z pewnością nie tylko ja nie dożyłabym pełnego następnego roku. Żałuję tylko, że ta komórka nie dostała się w moje ręce o wiele wcześniej. Możliwe, że dzięki temu dwie dodatkowe dusze zostałyby uratowane.
   Teraz czarna plama, która przed chwilą latała po niebie, siedzi na barierce tuż obok mnie. Jest to kruk. Silny, czarny, jak smoła pan kruk. Wiem doskonale, że to nie zwiastuje niczego złego. Ptak nie boi się, spogląda na mnie z zaciekawieniem swoimi ogromnymi czarnymi oczami. Jednak ja go ignoruje, nie potrafię patrzeć na niego normalnie. W sercu mam nadal ból i winie się za to co się stało, pomimo, że to nie był dla mnie nikt bliski i celowo wyrządził mi straszne krzywdy. Nawet nie miałam z nim większego kontaktu psychicznego, a może tylko mi się tak wydaje?
   Odwracam się na pięcie i ruszam w stronę drzwi. Przy wejściu spoglądam ostatni raz na czarnego ptaka, który nadal siedzi na barierce i uważnie wpatruje się we mnie.
   -Wiem, że to ty Hector. Przykro mi. Żegnaj. - mówię i wchodzę do środka.
Gdy ponownie się odwracam, by przez szybę zerknąć na niego, go już nie ma. Nie widać go nigdzie w pobliżu, a nawet na niebie. Po prostu znika bez śladu.


 I doszliśmy do końca opowieści :) Mam nadzieje, że opowiadanie się Wam podobało ;) W niedziele pewnie dodam jeszcze epilog na zakończenie całości ;) Buziaki i jeszcze do zobaczeni! :)

5 komentarzy:

  1. super super i jeszcze raz super czekam na epilog i mam nadzieję ze napiszesz jeszcze jakiś blog z 1D bo po prostu fajnie się czyta twojego bloga i w ogóle te sytuacje na statku jak lou zagadywał do abi i wgl jak coś to pod epilogiem daj znać czy bd pisać kolejny blog czekam na epilog i może na kolejny blog :* :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejciu świetny ten twój blog *-* jeśli będziesz miała nowy blog, podaj linka, bo na pewno będę stale go czytać ;3 uwielbiam cię ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. awww świetne :33 a ta koncówka :OOOO
    chcę nastepne rozdizaly :(( musisz konczyć? :((
    mam nadzieje ze bedziesz pisala następny blog <333 bedę stałą czytelniczką :***
    czekam na epilog! <3333

    OdpowiedzUsuń
  4. Booozzzeeee takie boskieee bsskkahdhd normalnie aaaajajajaja dawaj szybko epilog aa szkoda ze to juz koniec :/// ale naprawde ZAJREBISTY ! <33 *O*

    OdpowiedzUsuń